Odwiedziny

sobota, 9 marca 2013

VIII


 So glad to meet youAngeles...Picking up the ticket shows, there’s money to be madeGo on and lose the gamble, that’s the history of the tradeAnd you add up all the cards left to play to zeroAnd sign up with devil...I could make you satisfied in everything you doAll your secret wishes could right now be coming trueSpend forever with my poison arms around you...No one’s gonna fool around with us...  Angeles...                                Steve Carlson & Jensen Ackles                                                                    


- Powinniśmy już wyjechać – powiedział Łukasz, zapinając swoją walizkę. – Nie chcę cie ponaglać, ale musimy być o 18 pod ośrodkiem, a jest już 7, i nie zdążymy.
- Dobra zamknij się, daj mi jeszcze 5 min – powiedziałem i poszedłem do sypialni. Stanąłem w drzwiach, na stoliku obok łóżka, stało kilka ramek ze zdjęciami. Były ma zdjęcia, moje z drużyny, ze znajomymi, nawet z rodzicami i siostrą. Ale one mnie nie obchodziły, interesowała mnie tylko ramka ze zdjęciem moim i Julki. To było nasze jedyne zdjęcie. Wyjąłem je z ramki i schowałem do spodni, chciałem mieć przy sobie jakąś część jej, nawet tak drobną.
- Co ty tam kurwa robisz? – z salonu doszedł mnie krzyk Łukasz, jemu zawsze się spieszyło.
- Już idę – odkrzyknąłem, ostatni raz rzuciłem okiem na pokój i na swoje wspomnienia. Zamknąłem drzwi do swoich wspomnień, wiedziałem że jeżeli pozwolę im wypłynąć, nie dotrzymam obietnicy, nie pojadę. Obiecałem jej że pojadę na zgrupowanie, że pokarzę całemu światu kim jestem, że spełnię swoje dziecięce marzenie, ale teraz moim marzeniem było trzymać cały czas w swoich ramionach Julką, mieć ją na wyciągniecie ręki.
- Chcesz zajrzeć do szpitala? – Łukasz wyrwał mnie z zadumy. Bardzo chciałem, mógłbym tam nawet zostać.
- Nie – jedno krótkie słowo, ale wypowiedzenie go kosztowało mnie wiele sił. Nałożyłem słuchawki, i nacisnąłem play. Nie obchodziło mnie nic, dałem się ponieść emocjom, uczucia, nie istniało już nic, tylko cierpienie i tęsknota…

Ktoś szarpnął moim ramieniem.
- Co jest? – spytałem ziewając. Rozglądnąłem się, byliśmy pod ośrodkiem w Spale.
- Dojechaliśmy – odparł Łukasz – wstawaj śpiąca królewno – wyjął nasze walizki i zatrzasnął auto. Poszliśmy się zameldować, dostaliśmy wspólny pokój i plan dnia  na najbliższy tydzień.
- W zeszłym roku też był taki plan? – spytałem gdy weszliśmy do pokoju.
- Nie marudź, wiedziałeś, że nie będą to wakacje – odpowiedział sarkastycznie, siadając na łóżku. – O 20 jest odprawa, więc nie zaśpij.
- Nastawie sobie budzik – jak powiedziałem tak zrobiłem, po czym rozłożyłem się na wielkim łóżku. Za 15 min 20 zadzwonił budzik, rozejrzałem się po pokoju, nikogo nie było, znowu go gdzieś wywiało. Przebrałem się w czekający na mnie już reprezentacyjne wdzianko i zacząłem szukać sali odpraw. Po 5 minutach błądzenia znalazłem Łukasza gadającego przez telefon. Podszedłem do niego.
- Z kim tak gadałeś? – zapytałem gdy się rozłączył.
- Z Werą – popatrzył na mnie, ale nie dałem po sobie nic poznać – masz pozdrowienia od niej. Bez zmian z nią – wiedziałem że tak będzie, że może nawet się nigdy nie obudzi, ale jednak ta wiadomość przyniosła mi ulgę, żyła i to było najważniejsze. – Choć zaraz się zacznie – Łukasz nie czekał na moją odpowiedz, szybko wszedł do sali. Byli już chyba wszyscy, cały sztab i zawodnicy. Po chwili przemowę zaczął Raul Lozano.
- Welcome in the new season. My name is Raul Lozano and as you know I’m the new head coach – zaczął Lozano, jest to niski, krępy człowiek, który kiedyś był wielkim siatkarzem. Raul to przemiły i bardzo zabawny człowiek, jego niewielki wzrost, zastępuje ogromne poczucie humoru. Po kilku zdaniach i przedstawieniu nowego sztabu. Mogliśmy rozejść się do pokoi. Łukasz przedstawił mnie prawie wszystkim zawodnikom.
- To Michał Bąkiewicz, Sebastian Świderski, Daniel Pliński, Wojciech Grzyb, Paweł Zagumny, Łukasz Żygadło, Grzegorz Szymański i Piotr Gacek – po kolei przedstawiał mnie nieznanym mi zawodnikom, wielu znałem z telewizji, ale oni mnie nie znali. Kazali mówić do siebie Bąku, Świdra, Plina, Grzyb, Guma, Ziomek, Gregor i Gato, ułatwiało mi to sprawę, nie musiałem zwracać się do nich pełnym nazwiskiem. Oczywiście na mnie mówili Winiar lub Misiek. Resztę zawodników znałem, Piotra Gruszkę, czyli naszego Gruche i Mariusza Wlazłego, w końcu gram z nimi w jednym klubie - Michał gra w Olsztynie, Sebastian w Perugia Volley, Daniel w Jastrzębiu, Paweł także w Olsztynie, Łukasz w Halkabanku Ankara, Grzegorz też w Jastrzębiu, a Piotrek w Częstochowie – dokończył przedstawianie Kadziu. Czułem się nie swojo w towarzystwie tak wielkich siatkarzy, wielu z nich jest moimi autorytetami, to oni rozpalili moją miłość do siatkówki.
- To co tradycyjnie film, gry i duża ilość coli i popcornu? – zapytał Guma. Nikt nie się sprzeciwił, a więc to tak spędzają pierwszy dzień razem, dosyć oryginalne. Wszyscy usadowiliśmy się w pokoju Gumy i Daniela. Pierwszy raz od wypadku Julki zapomniałem na chwilę o smutku i zmartwieniach, poczułem że żyję, okazało się że mam w sobie jeszcze trochę radości. Ci ludzie są tak mega pozytywni, że człowiek całkowicie zapomina o tym co go trapi. Nie wierzyłem ze to może być możliwe, ale jednak choć na chwilę potrafiłem się oderwać o smutnej rzeczywistości. Przed pierwszą zaczęliśmy się rozchodzić do pokojów, gdy tylko zobaczyłem swoje łóżko od razu się na niego rzuciłem i zasnąłem…

- Misiek! – zawołała mnie Julka – Choć tu wreszcie i pomóż mi, wiesz że nie mogę dźwigać!
- Idę – odkrzyknąłem, wstałem z kanapy i wspiąłem się na piętro. Stanąłem w drzwiach do pokoju dziecinnego, patrzyłem jak Julka próbuje ubrać małego rozrabiakę, ale sterczący brzuch jej to uniemożliwiał. Cicho się zaśmiałem, w tedy się odwróciła.
- Będziesz tak stał, czy mi pomożesz – powiedziała lekko zdenerwowana.
- Jak nie będziesz na mnie krzyczeć – powiedziałem po czym podszedłem do stolika na którym leżał na wpół ubrany Dan. – Czemu nie słuchasz mamusi? Niegrzeczny maluszek, co Dan?
- Przestań nazywać do Dan, ma na imię Bogdan – powiedziała zdecydowanie, lubiłem jak tak się rządzi. Uśmiechnąłem się tylko i ubrałem malucha.
- To co, idziemy na spacer? – nie odpowiedziała tylko podeszła i mocno się przytuliła. Duży brzuch uniemożliwiał nam przytulanie, ale byłem już do tego przyzwyczajony, w końcu to drugi już raz. Lekko uszczypnąłem ją w brzuch, natychmiast odskoczyła.
- Wiesz że tego nie lubię, czemu musisz mi na złość robić? – odsunęła się ode mnie.
- No nie złość się, po prostu uwielbiam ci dokuczać – zrobiłem przepraszającą minę, na jej anielskiej twarzyczce pojawił się lekki uśmiech. Podszedłem i wpiłem się w jej usta, był to zachłanny pocałunek, byłem spragniony bliskości, miałem nadzieje że odbije sobie to po narodzinach dziecka.
- Przeprosiny przyjęte – powiedziała gdy oderwaliśmy się od siebie.
- Ale to nie były przeprosiny – nie dałem jej powiedzieć ani słowa, zamknąłem jej usta pocałunkiem, tym razem bardziej namiętnym i delikatnym. Nie odrywając się od siebie uniosłem ją na ręce i zaniosłem do sypialni.
- Mówiłam żebyś mnie nie nosił, nadwyrężysz sobie plecy i nie będziesz mógł trenować, znowu – powiedziała sarkastycznie, nie miałem ochoty się kłócić, pewnie miała racje, jak zawsze.
- Nic mi nie będzie, tyle to mogę, a jak przyjdzie czas ze nie będziesz mogła chodzić, to będę się musiał nosić, i w tedy tez będziesz mnie upominać? – zapytałem pomiędzy całowaniem jej obojczyka. Nie odpowiedziała, chwyciła mocno moją twarz przez chwile patrzyliśmy sobie głęboko w oczy, miałem wrażenie że wzrok Julki przenika moją dusze, szukając czegoś. Potem się uśmiechnęła, jakby znalazła to co szukała.
- Znalazłaś? – spytałem patrząc w jej oczy. Były hipnotyzujące, pociągały mnie coraz głębiej w jej dusze.
- Już dawno – odpowiedziała tajemniczo, uniosłem pytająco brwi. – Znalazłam to lata temu, a dokładnie 5 – wiedziałem o co jej chodzi, za miesiąc będzie nasza piąta rocznica, dzień w którym ta anielska duszyczka, wywróciłam moje życie do góry nogami, dzień w którym zawładnęła moim sercem, dzień naszego spotkania. Mocno ja przytuliłem, w tym momencie nie liczyło się nic, nikt inny, tylko ona i mała istotka którą nosiła pod sercem.
- Zżera mnie ciekawość – powiedziałem głaskając brzuch Julki.
- To był twój pomysł, sam powiedziałeś że nie chcesz znać płci przez narodzinami, teraz już za późno, musisz poczekać – powiedziała odwracając się do mnie przodem.
- Mówić i narzekać mi wolno – pocałowałem ją – idziemy na spacer czy zostajemy w domu?
- Idziemy – odpowiedziała po czym zerwała się z łóżka, zerwała się szybko jak na ciężarną w 8 miesiącu, czyli po woli, ale i tak szybciej ode mnie. Na dworze było zimno, gruba warstwa śniegu sprawiała ze świat wyglądał inaczej, był zimny i surowy, ale miał w sobie ukryte piękno. Julka wzięła ze sobą aparat, prawie na każdym spacerze robiła mnóstwo zdjęć. Chciała uchwycić najmniejszą zmianę w naszym życiu i przyrodzie, jak mi kiedyś powiedziała. Przez naszą cała dotychczasową znajomość, zrobiła tak wiele zdjęć, jak ja nigdy w swoim całym życiu. Fotografowała mnie, nas, naszego Dana, jak go nazywałem, a także miała wiele zdjęć Weroniki i Łukasza. Szliśmy właśnie drogą przez park, jedną ręka prowadziłem wózek, a druga obejmowałem Julkę.
- Chciałbym aby ta chwila trwała wiecznie – powiedziałem patrząc się na śpiącego Dana.
- Nic nie jest na zawsze – odpowiedziała, po czym zrobiła mi zdjęcie.
- Nie masz dosyć mnie fotografować? – spytałem sarkastycznie.
- Nie – powiedziała po czym przystanęła pod drzewem i zaczęła go fotografować. Byłą przy tym  tak piękna, że nie mogłem odwrócić od niej wzroku.
- Na co tak patrzysz? – spytała podchodząc.
- Na mojego anioła – pokiwała z dezaprobatą głową – który zstąpił z nieba, aby posiąść moje serce – zaśmiała się.
- Mój głuptasek – powiedziała po czym zaczęła mnie całować…

Obudziłem się zalany potem, przez chwilę leżałem nieruchomo zapatrzony w sufit. Nie mogłem do końca się obudzić, wciąż jeszcze czułem jej malinowe usta, jej dotyk na twarzy. Chyba zwariowałem, na pewno. Ten sen był tak realistyczny że musiał być prawdziwy, to nie mógł być sen…
Popatrzyłem na zegarek, było po 7, nie było sensu kłaść się, więc poszedłem do łazienki. Gorący prysznic rozbudził moje zmysły, lekko podkrążone oczy były wynikiem ostatniej nocy. Po wyjściu z pod prysznica, chwyciłem mp3 i włączyłem muzykę. Nie minęło 20 minut jak rozległ się dźwięk budzika.
- Tez się nie wyspałeś? – spytał Łukasz, pokręciłem głową. – Przynajmniej nie jestem sam – powiedział po czym runął ponownie na poduszki. I tak zaczęła się codzienna monotonia przygotowań do Mistrzostw, od dziś każdy dzień będzie wyglądać tak samo, no prawie…



_____________________________________________________________________________________________
Bardzo was przepraszam że musieliście tyle czekać, mam nadzieję że wynagrodziłam wam to tym oto rozdziałem, choć bardzo kiepskim. Choć mam nadzieję że aż tak zły nie jest i nie będzie wielu złych opinii :)
Nie wiem jak wy, ale ja bardzo chcę już przerwę świąteczną, bo jestem bardzo zmęczona :)
Zapraszam do komentowania, jeżeli będzie 10 komentarzy dodam rozdział szybciej, jak nie to będziecie musieli trochę poczekać. Pozdrawiam!!!! <3

6 komentarzy:

  1. jejejejeje! ♥ nareszcie jesteś :D
    świetny rozdział (;

    OdpowiedzUsuń
  2. Odpowiedzi
    1. Dziękuje, choć odnoszę ostatnio wrażenie że nie podoba wam się :)

      Usuń
  3. Jestem nowa na twoim blogu i przeczytałam wszystko na raz z wypiekami na twarzy :)

    Ja chcę więcej !!

    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wytrzymaj do jutra :) o to tylko proszę :) I ciesze się ze ci sie podoba :) Pozdrawiam

      Usuń
    2. chciałabym zaprosić do siebie na bloga, ja nie piszę w 100 % tak dobrze jak ty to robisz, ani nie piszę o siatkówce (chociaż myślę aby wplątać coś), ale może Ci się spodoba. Zapraszam serdecznie .

      http://zwyklyczas.blogspot.com/

      Usuń