Odwiedziny

sobota, 6 lipca 2013

XIV


Bóg widzi,
Czas ucieka,
Śmierć goni,
Wieczność czeka…

Następnego dnia wstałam wcześnie, w ogóle nie mogłam spać, cały czas myślałam o co może chodzić lekarce. Wiedziałam że nasi grali w Łodzi, i że dzisiaj tez będą tam grać, tym bardziej bałam się że Michał może przyjechać. Wczoraj powiedziałam mamie żeby nic nikomu nie mówiła, i nie odbierała od nich telefonów, sama wysłałam miśkowi sms żeby nie dzwonił, że sama zadzwonię. Nie wiedziałabym co mu powiedzieć, bałam się jego reakcji. Co by powiedział? Że nieszczęścia za mną chodzą? Że je przyciągam? Miał by racje, zawsze musiałam sobie coś zrobić, doznać jakiegoś urazu, ale nie tego się bałam, bałam się że mnie zostawi, że zacznę mu ciążyć. To sprawiało ze panikowałam. Przed 11 wyjechałam z domu, mama zostawiła mi swój samochód żebym spokojnie dojechała. Zaparkowałam na szpitalnym parkingu i poszłam do recepcji, miła starsza pani wskazała mi drogę, udałam się więc na drugie piętro. Przed pokojem usiadłam na stołeczkach i czekałam na wezwanie. Po chwili z gabinety pani doktor wyszli dwaj policjanci prowadząc więźnia, przechodząc obok mnie popatrzył się na mnie dzikim wzrokiem i oblizał, od razu został popchnięty przed funkcjonariuszy. Zdziwiło mnie to bardzo, przecież się nie znaliśmy.  Po chwili wyszła pani doktor i wyczytała moje nazwisko, weszłam za nią do gabinetu.
- Proszę od razu do rzeczy – powiedziałam siadając na krześle.
- Dobrze, mam pani wyniki jeszcze ze szpitala, zostały wysłane do mnie, na konsultacje. Z badań wynika że prawdopodobnie ma pani nowotwór – powiedziała patrząc na mnie.
- Co ja?? To jakieś żarty, jestem zdrowa, czuję się dobrze i mam całe życie przed sobą! – krzyknęłam.
- Pani Julio proszę się uspokoić, to jeszcze nic pewnego, musimy zrobić specjalistyczne badania w tym kierunku.
- Czyli jakie? – spytałam, chciałam mieć to już za sobą.
- Przede wszystkim pobrać krew, potem sprawdzimy co z tego wyjdzie – powiedziała wypisując coś na kartce. – To skierowanie na pobranie krwi, proszę iść do pielęgniarek, one powiedzą pani co dalej – podała mi jakąś karteczkę. Poszłam do pielęgniarek, szybko i prawie bez boleśnie pobrały mi krew i dały coś na uspokojenie, bo cała się trzęsłam, ręce miałam zimne i wypieki na policzkach. Miałam pół godziny więc poszłam do bufetu i zamówiłam sobie gorącą czekoladę na wzmocnienie i dużą porcję frytek. Punktualnie stawiłam się pod gabinetem lekarki.
- Mam pani wyniki, i nie jest dobrze – powiedziała zamykając za mną drzwi. – Potwierdziło się najgorsze, ma pani nowotwór – popatrzyłam na nią szeroko otwartymi oczami, nagle jakby czas się zatrzymał, zaczęły mi się ręce trząść i było mi słabo. – I to prawdopodobnie rozsiany.
- Jaki? – zapytałam, z tych nerwów nic nie rozumiałam. Rozsiany? Ona sobie chyba jaja robiła.
- Rozsiany – zaczęła – to rodzaj…
- Nowotwór który atakuje kilka narządów na raz, wiem co to znaczy – przerwałam jej. Boże, tego nie da się wyciąć, trzeba przeprowadzić chemioterapie, mało kto z tego wychodzi. Chciałam żyć, miałam po co, dla kogo. Co ja zrobię jak zostanę z tym sama, bo na pewno tak się stanie. Michał i Weronika odwrócą się, kto by chciał zadawać z osobą nad która wisi kat? Z rozważań wyrwał mnie głos lekarki.
- Proszę pani, wszystko w porządku? – zapytała patrząc na mnie uważnie.
- Tak, zamyśliłam się, co teraz? – spytałam, ciekawe co będzie dalej ze mną. Co mnie czeka.
- Skieruje panią do szpitala specjalistycznego i oni rozpoczną leczenie – powiedziała coś pisząc.
- Kiedy mam się tam stawić– chciałam jak najszybciej  stąd  wyjść, czułam że tracę panowanie nad sobą.
- Najlepiej jak najszybciej, skierowanie jest ważne miesiąc, choć w ty wypadku im szybciej tym lepiej.
- A moje studia? W październiku idę na studnia, musze na nie iść – musiałam, były dla mnie jedyną nadzieją na normalne w miarę życie, nie zrezygnowała bym z nich, nie teraz.
- Jeżeli nie skończy pani leczenia do tego czasu, może pani zanieść na uczelnie papiery i przychodzić tylko na zaliczenia, bo nie wskazane będzie żeby pani siedziała kilka godzin na wykładach, albo odpuścić i spróbować za rok – powiedziała patrząc mi głęboko w oczy. Popatrzyłam na swoje ręce, całe mi się trzęsły, a do oczy zaczynały napływać łzy.
- Jak dożyję – powiedziałam sarkastycznie, lekarka popatrzyła na mnie smutnym wzrokiem,
- Trzeba być dobrej myśli – wytłumaczyła mi całe skierowanie i dała całą kartę z która miałam stawić się na oddziale. Najszybciej jak mogłam wyszłam ze szpitala, zamiast iść do auta, poszukałam wolnej ławki, gdy tylko usiadłam zaczęłam płakać. Moja samotność przerwała starsza kobieta.
- Co taka ładna i młoda dziewczyna robi sama i płacze? – spytała siadając obok mnie, nie miałam ochoty na rozmowę z nią.
- Mam problem, poradzę sobie – powiedziałam, odwracając się do niej tyłem.
- Czego się boisz? Odrzucenia?
- Skąd pani wie? – odwróciłam się do niej przodem.
- Ach, wiem, bo sama to przechodziłam – uśmiechnęła się do mnie – ale czemu miała byś być odrzucona?
- Jestem chora, wykryli u mnie raka, a kto będzie chciał się mną zajmować kiedy będę przechodzić chemioterapie? Nawet nie wiem, czy to przeżyje – sama nie wiem, czemu jej to powiedziałam.
- To dlatego płaczesz? Nie ma czego się bać – popatrzyłam na nią dziwnie, miałam coś powiedzieć, ale kontynuowała – jestem po trzech chemioterapiach, miałam guza mózgu, potem dostałam przeżuty na wątrobę i nerki. Da się to przeżyć, wystarczy walczyć, połowę wyleczy lekarstwo a drugą połowę ty – pokazał palcem na moje serce.
- To ty jesteś dla samej siebie lekarstwem, uwierz ze wygrasz, a wygrasz. Tak samo jest w sporcie, jeżeli wyjdziesz ze spuszczoną głowa, będzie trudniej wygrać, a łatwiej przegrać – chwyciła mnie za podbródek i lekko go podniosła – ale jeżeli wyjdziesz z podniesiona głową i z wiarą to jesteś dwa kroki przed wszystkimi, jesteś bliżej mety. Wyjdź jak zwycięzca, a ustąpią ci drogi – popatrzyłam na nią, szybko ją uścisnęłam i podziękowałam. Pobiegłam szybko do samochodu i pojechałam do domu.

Dwa dni później leżałam na oddziale i szykowałam się do chemioterapii, mama obiecała że wpadnie po pracy, a tata ze przywiezie mi moje ulubione książki. Nim się zorientowałam zasnęłam i przespałam całą kroplówkę z chemia. Dostawałam tzw. czerwoną, byłą to najmocniejsza, lekarze chcieli mieć pewność że wszystko zabije. Michał i Weronika dzwonili kiedy tylko mogli, gdy leżałam i czekałam na kolejną dawkę, która miałam raz w tygodniu, gadałam z nimi przez skype, gg, czy przez telefon. Wysyłali mi zdjęcia z treningów, meczy czy czasu wolnego. Myliłam się co do nich, nie zostawili mnie, dzięki ich wsparciu walczyłam, choć nie było łatwo. Gdy tylko mogłam oglądałam mecze i kibicowałam naszym, ale byłam coraz słabsza. Mimo że nasi wygrywali praktycznie każdy mecz, nie wyszli jednak z grupy, wyprzedziła ich Serbia i Czarnogóra, ponieważ mieli lepszy bilans małych punktów. Wiedziałam co to dla nich oznacza, byli załamani i smutni. Ale jednak cieszyłam się że przyjadą na kilka dni do domu. Dwa dni po ostatnim meczu zadzwonił Michał i powiedział ze wraca do domu i że będzie jutro, ucieszyłam się bardzo. Nazajutrz obudził mnie właśnie on.
- Wstajemy – powiedział całując mnie w policzek, uśmiechnęłam się.
- Co tak wcześnie – zapytałam przecierając oczy.
- Wcześnie? Jest po 10, siedzę tu już ponad godzinę z tobą – powiedział wstając i podnosząc mnie. Położył się i posadził mnie sobie na kolanach, ułożyłam się na jego piersi i mocno przytuliłam, wciąż chciało mi się spać, była strasznie słaba.
- Po co ci chusta na włosy? – zapytał próbując mi ją zdjąć. Szybko chwyciłam jego rękę i odepchnęłam, nie chciałam żeby widział mnie bez włosów. Ponad tydzień temu zaczęły mi wypadać, poprosiłam więc mamę żeby mi wszystkie zgoliła, niemiałam już żadnych włosów, nigdzie.
- Zostaw – powiedziałam siadając, Michał także się podniósł.
- Czemu? Co się stało? – popatrzył na mnie, chwycił moją rękę i zaczął ją oglądać – gdzie masz włosy, co się stało.
- Nic, wypadły mi – powiedziałam naciągając rękawy, było mi zimno. Michał zauważył to i mnie przytulił, położył mnie i szczelnie opatulił nas kołdrą. Zaczął cicho opowiadać o tym jak szło im w lidze, jego głos był dla mnie kołysanką, szybko zasnęłam kamiennym snem. Obudził mnie dopiero ostry ból nóg. Poruszyłam się, Winiar od razu zaczął mnie głaskać po plecach. Otworzyłam oczy.
- Boli – powiedziałam wtulona w jego klatkę piersiową.
- Co cie  boli? – spytał mocno mnie tuląc.
- Nogi – zaczęłam się wiercić, ból był coraz mocniejszy, nie ustawał, choć bym nie wiem co robiła. Michał wyplątał się i położył się w nogach łóżka, chwycił moje stopy i zaczął masować. Po chwili ból odpuścił i mogłam powrotem zasnąć. Gdy znowu się obudziłam na stoliku leżał obiad, a Winiar spał w moich nogach. Poruszyłam lekko nimi, od razu się obudził.
- Długo tak spałeś? – spytałam zabierając się za posiłek, byłam strasznie głodna.
- Nie, chyba nie – przeciągnął się i usiadł obok mnie – była twoja mama.
- I co powiedziała jak cię tu zastała? – spytałam denerwując się jak zareagowała na nasz związek, o ile coś wiedziała.
- Była rano, jak spaliśmy razem – powiedział całując mnie w policzek – uśmiechnęła się i powiedziała ze mam się tobą opiekować i o ciebie dbać, potem wyszła – ulżyło mi, bałam się że zrobi jakąś aferę, jak miała to w zwyczaju, gdy byłam młodsza. Resztę posiłku zjedliśmy w milczeniu, Michał cały czas mi się przyglądał.
- Na co się tak patrzysz? – spytałam przebierając się.
- Czemu od razu nie powiedziałaś mi że jesteś chora? Tylko dowiaduję się o tym po fakcie, jak leżałaś już w szpitalu? – mówiąc to przewiercał mnie swoim wzrokiem.
- Co miałam powiedzieć? Zadzwonić do ciebie od razu i powiedzieć, hej spoko u mnie, jestem w szpitalu mam raka? – odwróciłam się do niego przodem – tak miałam zrobić? Powiedzieć ci jak gdyby nigdy nic?
- Obojętnie, ale chyba zasługuję na to żeby wiedzieć?
- Myślisz ze to takie fajne, powiedzieć ze jesteś chory? Że możesz tego nie przeżyć? – powiedziałam oburzona.
- Nie przeżyć? – spytał trzęsącym się głosem.
- Tak, jeżeli nie wiesz co to nowotwór rozsiany, to cię uświadomię – popatrzyłam w jego smutne oczy – nie atakuje on jednego narządu, tylko kilka naraz, nie da się tego wyciąć, możesz liczyć jedynie na to ze chemia wszystko zabije.
- Czemu… Czemu nie powiedziałaś, gdybym wiedział…
- Gdybyś wiedział to co byś zrobił? Hm? Nic, nie dasz rady mi pomóc, co będziesz trzymał mnie wiecznie za rękę? – spytałam kpiąc z niego.
- To nie jest śmieszne – popatrzył na mnie pełen dezaprobaty – choćby nawet, to co? Nie mogę? Jeżeli trzeba by było to będę trzymać cię na rękach. – powiedział i mocno mnie przytulił. Siedzieliśmy tak do wieczora.
W sumie dostałam już 4 dawki z 6 planowanych chemii, walczyłam, ale byłam już strasznie słaba. Żeby przyjąć następną dawkę, dostawałam hormony, ale one zamiast mnie wzmocnić osłabiały. Byłam coraz chudsza i coraz słabsza, mino że jadłam za dwóch. Z dnia na dzień, a raczej z godziny na godzinę, było coraz gorzej. Zostałam przeniesiona na izolatkę, nikt nie mógł mnie odwiedzać, gdybym złapała jakąś bakterię, mój organizm mógłby tego nie wytrzymać. Nie chciałam przerywać chemioterapii, zostały mi tylko dwie dawki, choć wszyscy mówili żebym dała sobie spokój. Najważniejsze było to że wyniki wykluczały już obecność nowotworu, a mimo to chciałam na wszelki wypadek skończyć leczenie. Dzięki przebywaniu w izolatce, miałam czas na rozmyślania, znów zabrałam się za pisanie pamiętnika. Opisałam tam wszystko, od dnia w którym poznałam Michała, w galerii. Zapisałam swoje uczucia, myśli, wszystkie sny, jakie miałam o nim, i o nas. Napisałam w nim także list zaadresowany do niego, miałam nadzieję że w razie mojej śmierci znajdzie go i postąpi tak jak go prosiłam w liście. Bałam się go zostawiać, bałam się umierać, no ale cóż, co mogłam zrobić? Pozostawała mi tylko już modlitwa…


Po ostatniej dawce, czułam się jeszcze gorzej. Zmobilizowałam się jednak i podeszłam do okna, przez które mogliśmy się widywać. Na szczęście mogliśmy także rozmawiać.
- Hej, jak się czujesz? – spytał ze łzami w oczach.
- Nie wiem – powiedziałam, byłam już tak słaba że nie czułam bólu, było mi już wszystko obojętne.
- Jula bierz się do roboty i wychodź stąd – powiedział lekko się uśmiechając – tęsknie za tobą, chce cię wreszcie przytulić.
- Tylko to? Myślałam że powiesz coś jeszcze – mimo zmęczenia, zaczęłam dowcipkować.
- Nawet nie wiesz jak bardzo cię pragnę, teraz i tu – powiedział przykładając głowę do szyby. I ja go pragnęłam. Od razu przypomniałam sobie na pierwszy wspólny sex, o czymś taki zawsze marzyłam, szkoda że się skończy.
- Michał ja też pragnę cię, kocham cię całym sercem, ono zawsze będzie już należeć do Ciebie, i tylko Ciebie. Nic nas już nie rozłączy, nikt… - chciałam coś jeszcze powiedzieć, ale zatkało mnie, straciłam panowanie nad moim ciałem, nie wiedziałam co się dzieje. Poczułam ze osuwam się na podłogę, czyjś krzyk, pewnie Michała, przez chwilę bolało, ale potem nie było już nic… ciemność i spokój…

Żyć chciałam,
Bóg zawołał,
Iść musiałam...







__________________________________________________________________________
Witajcie znowu :) mam dla was kolejny rozdział :) mam nadzieje że spodoba wam się tak jak poprzednie, i mam nadzieję że nie spartoczyłam tego blogu i z miłą chęcią go czytaliście. Pochwalcie mi się swoimi opiniami :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz