You bring me right back down to the earth from the promised land
We’re getting close to the centre of the earth with an honest plan
You’ll never be your mother or your father do you understand
Until you understand
Why don’t you teach your heart to feel
And give your love love
Give your love love
Give it all away
Why don’t you teach your heart to talk
And give your love love
Give your love love
Give me give me what I need
We’re getting close to the centre of the earth with an honest plan
You’ll never be your mother or your father do you understand
Until you understand
Why don’t you teach your heart to feel
And give your love love
Give your love love
Give it all away
Why don’t you teach your heart to talk
And give your love love
Give your love love
Give me give me what I need
Atmosfera na kolacji,
ale także dużo później była magiczna. Tylko tak dało się ją opisać. Przez
prawie cały czas rozmawiałam z Marcinem, ale kątem oka dostrzegając
przypatrującą nam się Julkę i Michała. Wiedziałam że powinnam być na nich zła,
ale nie potrafiłam, od dawna nie czułam się tak swobodnie. Gdy ja mówiłam
Marcin słuchał, a gdy on mówił, odwdzięczałam się tym samym. Rodzice nie
zwracali na mnie uwagi, albo dali nam trochę prywatności, jeżeli można nazwać
to prywatnością, gdy masz na głowie całą rodzinkę. Przed dwudziestą pierwszą
większość krewnych zaczęła się zbierać, ulżyło nam wszystkim, bo mimo dużego
domu, prawie 20 osób to wciąż bardzo dużo ludzi.
Zostałam jednak na noc w
Krakowie, a raczej jeszcze na kilka dni. Marcin i jedna z ciotek i wujek mieli
jeszcze nocować w domu. Za racji że nikt nie przewidział mojej obecności,
musiałam nocować z Marcinem na kanapie w salonie. Po długim sprzątaniu i
przebraniu się w piżamę, położyłam się na sofie. Po chwili dołączył do mnie
Marcin.
- Idziemy już spać? –
spytał leżąc na wznak.
- Nie jestem jeszcze aż
tak zmęczona. A po za tym dzieciaki wolą spać w dzień niż w nocy – powiedziałam
z przekąsem, czując ruch. Dwa piłkarze chyba, albo siatkarze, Bóg jeden wie.
- Być może zasilą
szeregi reprezentacji za jakieś 20 lat – powiedział Marcin, jakby czytał mi w
myślach. Zaśmiałam się. Jeszcze długo rozmawialiśmy, aż w końcu oczy same mi
się zamknęły.
Perspektywa Julki:
Następnego dnia obudził mnie Michał, jak zwykle.
Następnego dnia obudził mnie Michał, jak zwykle.
- Nie możesz spać? –
spytałam przewracające się na drugi bok.
- Nie, nie mogę –
powiedział ze złością.
- Lewa nogą wstałeś, czy
co? – odwróciłam się do niego przodem, siedział tyłem do mnie i trzymał się za
plecy – Dalej Cie bolą?
- No – chwyciłam jego
rękę, delikatnie odsunęłam ją i zobaczyłam wielkiego granatowego siniaka.
Zaczęłam się śmiać.
- Z czego się tak
śmiejesz? – spytał dalej wkurwiony.
- Masz wielkiego
siniaka, a po za tym nic ci nie będzie – wstałam z łóżka i podeszłam do niego
od przodu. Chwyciłam jego podbródek, zmuszając by na mnie spojrzał. – Z
Łukaszem rozliczysz się kiedy indziej, na razie są święta i spędzasz je ze mną
i naszą rodziną.
- Skąd wiedziałaś?
- Znam cię – Michał
mocno mnie pochwycił, popatrzyłam w jego oczy, były pełne miłości i pożądania.
- Skoro mnie znasz to
powiedz o czym teraz myślę – pokiwałam głowa i wyszeptałam mu do ucha.
- Hahahha – zaśmiał się
i pokiwał głową wpijając się w moje usta.
Po godzinie zeszliśmy do
salonu, wszyscy siedzieli przed telewizorem rozmawiając, lub oglądając jakąś
mamlanę.
- Proszę, proszę śpiochy
w końcu wstały – zażartował Marcin. Pokazałam mu język i wcisnęłam się koło
Wery.
- Proponuję żebyście
kupili sobie nieskrzypiące łóżko, bo strasznie słychać jak się przewracacie na
boki – powiedziała mama znad kubka. Popatrzyliśmy po sobie z Michałem, a tata
wybuchnął śmiechem.
- Mamo! – zawołałam
speszona.
- No przecież wiem co
wyście tam robili, bo na pewno nie spali – stwierdziła sarkastycznie. Zakryłam
się poduszką.
- Może zmienimy temat? –
zaproponował delikatnie Michał.
- Bardzo dobry pomysł –
poparłam go. Tata zwijał się ze śmiechu, a mama popijała kawę jak gdyby nigdy
nic. Za to Marcin z Weroniką mieli z nas polewkę. Po śniadaniu usadowiłam się
na sofie nie mogąc się ruszać, jadłam za dwóch, ale teraz już przesadziłam.
- Posuń się –
powiedziała Wera siadając obok, zjadła dwa razy tyle ile ja, a mimo to wciąż
się ruszała.
- Boże nic już dzisiaj
nie przełknę – stwierdziłam głaskając się po brzuchu.
- Tylko żebyś za chwilę
nie kazała mi robić kanapek – powiedział Michał podnosząc i sadowiąc mnie sobie
na kolanach. Wtuliłam się w niego jak małe kocie i oparłam głowę na jego
piersi. Bicie jego serca szybko mnie rozluźniło i nim się obejrzałam wpadłam w
objęcia Morfeusza.
W końcu obudził mnie
silny zapach pieczonego mięsa. Zaczęłam węszyć, w końcu otworzyłam oczy. Spałam
z policzkiem przyciśniętym do twarzy Michała, byliśmy dziwnie powykręcani, ale
nie czułam sie jakoś obolała. Na kanapie obok spała Weronika wciśnięta w
objęcia Marcina. Trzepnęłam Michała by się obudził.
- Co? Gdzie? – zaczął
wrzeszczeć.
- Ciii – zasłoniłam mu
usta ręką – Patrz – pokazałam mu Werę i Marcina. Wytrzeszczył gały i uśmiechnął
się od ucha do ucha.
- No to to ja rozumiem –
zaśmiałam się cicho i wstałam, ale misiek miał inne zamiary, mocno mnie chwycił
i nim się obejrzałam znów leżałam z nim na kanapie.
- Puszczaj mnie, głodna
jestem.
- Jezusicku, znowu –
złapał się za głowę i zaniósł mnie do kuchni. Po kilkunastu minutach obiad był
gotowy i wszyscy zasiedliśmy do stołu, żal było mi budzić Werę, ale pomyślałam
że z chęcią coś zje. Tak tez było, znów nałożyła sobie kopiasty talerz i
zpałasowała wszystko, do ostatniego okruszka. Przy obiedzie było dużo śmiechu i
rozmów, wszyscy mieli znakomite humory.
Na drugi dzień po
obiedzie zaczęliśmy się rozjeżdżać do domów, ja z Michałem na nasze śmieci, a
Weronika, jak się okazało z Marcinem, którzy bardzo dobrze zaczęli się
dogadywać. Jak się okazało po przyjeździe do domu, Łukasz wyprowadził się z
Bełchatowa i zmienił również klub. Cały klub dotknęło jego odejście, ale nie
chciał ustąpić. Z natury był uparty i słaby psychicznie. Ale mimo wszystkiego
lubiłam go i chciałam mu pomóc, ale wolał być sam.
- Szkoda mi go –
powiedziałam po przeczytaniu listu, który zostawił nam Łukasz.
- A mnie nie.
- Nie bądź dla niego
taki surowy – powiedziałam robiąc sobie herbatę.
- Zasłużył sobie –
powiedział Michał wychodząc, co definitywnie kończyło rozmowę na ten temat.
Sylwester miał odbyć się
u nas, nie wiedziałam jak wszyscy mają się zmieścić, ale Michał był innego
zdania. Rano wcześnie wstaliśmy i udaliśmy sie na zakupy, dużo jedzenia i
jeszcze więcej alkoholu, w końcu to był jeden z tych dni w którym mogli
spokojnie pić. Po powrocie do domu włożyłam picie do lodówki i zabrałam się za
robienie przekąsek. Michał zaczął sprzątać, przez co miałam mniej pracy. Pracowaliśmy
w ciszy, ani słowem nie odzywając się do siebie, cały czas przeżywał list od
Łukasza. Po 18 zaczęli się schodzić zawodnicy z partnerkami, w tym Weronika z
Marcinem. Wszystkich zaszokował widok ich razem, ale na szczęście obyło się bez
uszczypliwych komentarzy. Przed północą większość siatkarzy była tak pijana że
nie docierało do nich co się dzieje, jedynie dziewczyny w miarę kontaktowały,
no i oczywiście ja i Wera, obie nic nie piłyśmy, jedynie szampana bez
alkoholowego i soki. Z wybiciem północy ci którzy jeszcze trzymali się na nogach
wznieśli toast za nowy 2008 rok. Przed pierwszą prawie wszyscy już spali albo
byli tak pijani że nie mili siły się ruszać, wzięłam szybki prysznic i poszłam
do łóżka. Michał gdzieś zaginął ale za to do łóżka wpakowała mi się Wera która
nie miała już gdzie spać. Opatuliłyśmy się kołdrą i szybko zasnęłyśmy.
Koło południa, jak się
okazało, obudził mnie Michał walający się na łóżko.
- Zaginiony w akcji
powraca – powiedziałam sarkastycznie.
- Nie zaginiony tylko
przygnieciony – bełkocze, odwracam się do niego przodem. Leży już z zamkniętymi
oczami.
- Śpią jeszcze czy już
sie wynieśli? – Michał tylko jęknął i odwrócił się na drugi bok, przykryłam go
kołdrą. Wchodząc do salonu spodziewałam się pustych butelek i tony śmieci, a
nie zastałam a ni grama brudu. Wszystko było wysprzątane, w śmieciach nie
znalazłam nic.
- No i to się nazywa
pomoc domowa – powiedziałam sama do siebie. Usiadłam na kanapie i włączyłam
sobie telewizję. Po prawie trzech godzinach, do salonu zawitał Michał.
- O widzę że w końcu
raczyłeś wstać – misiek pokręcił głową, podszedł i wziął mnie na ręce. Położył
się na sofie, układając mnie na swojej piersi.
- Zjesz coś? – spytałam
wtulona w jego klatę.
- Coś by się przekąsiło
– na dowód tych słów głośno zaburczało mu w brzuchu. Zaśmiałam się i poszłam do
kuchni, przyrządziłam mu stertę kanapek z serem, szynką i dżemem. Szybko je
spałaszował i poszedł pod prysznic, sama zabrałam sie za robienie obiadu, znowu
byłam głodna. Ach ten mój apetyt.
Na drugi dzień Michał
wrócił do treningów, a ja zostałam w domu. Każdy następny dzień wyglądał prawie
tak samo. Spałam do późna, robiłam obiad i szłam na spacer pod halę, zawsze
zabierając ze sobą aparat.
- Od wczoraj sie bardzo
nie zmieniłem – powiedział któregoś dnia Michał.
- Zapomniałeś? –
spytałam – Ostatnie dni stanu wolnego! – zaśmialiśmy się.
Dzień ślubu zbliżał się wielkimi krokami. Dwa dni przed uroczystością dowiedziałam sie że ma się ona odbyć w Krakowie.
Dzień ślubu zbliżał się wielkimi krokami. Dwa dni przed uroczystością dowiedziałam sie że ma się ona odbyć w Krakowie.
- Nie patrz na mnie, to
nie mój pomysł – powiedział Michał, czmychając do pokoju.
- Co im strzeliło do
głowy? – spytałam wchodząc za nim, swoim tempem.
- Żebym to ja wiedział.
Na dzień przed ślubem
mama zawiozła mnie do domu, na sama myśl o jutrzejszym dniu robiło mi się
słabo. Lecz mimo zdenerwowania szybko zasnęłam i przespałam smacznie cała noc.
- Wstawaj, dzisiaj
wielki dzień – powiedziała mama budząc mnie. Z werwą wstałam i wzięłam długi
gorący prysznic. Do ceremonii pozostały tylko cztery godziny, a było trochę
pracy. Mama krzątając się przy moich włosach nie widziała w jaką fryzurę mnie
uczesać.
- Spokojnie, za chwile
coś wymyślisz – powiedziałam do nie by się uspokoiła, ona chyba bardziej
denerwowała się ode mnie.
- A ty młoda panno się
nie denerwujesz?
- Jakoś mi przeszło –
dzięki bogu, choć na razie. W końcu mama zaplotła mi warkocza francuskiego z
czubka głowy. Był idealny, zawsze miała sprawne palce. To po niej
odziedziczyłam. Długi i gruby warkocz spływał po moich plecach i zatrzymał się
dopiero na biodrach, nie zapuszczałam ich specjalnie.
Niecierpliwiłam się by
zobaczyć swoją sukienkę. Mama zdjęła ją z wieszaka i rozpięła suwak. Moim oczom
ukazała się idealna i perfekcyjna biała sukienka. Zaniemówiłam.
- O boże, jaka piękna – gorset
podkreślał moją talię, a duł sukni wyglądał jak odwrócony kwiat Lilli. Od samej
góry aż po dół ciągnęły się czerwono różowe liście. Była idealna.
- Boże mamo – podeszłam
do niej i mocno ją uściskałam – Jest przepiękna.
- Sama wybierałam –
pochwaliła się, o mało się nie rozpłakałam.
Gdy przyszedł czas,
ostrożnie wsiadłam do samochodu i razem
z rodzicami udaliśmy się pod mały kościółek. Był jak z bajki, wszystko było jak
z bajki. Nawet pan młody. Strasznie chciałam się już z nim zobaczyć, stęskniłam
się. W takt muzyki, wsparta na ramieniu taty, weszłam do kościoła. Droga była
przyozdobiona białymi, różowymi i czerwonymi kwiatami, pasującymi do sukienki.
Mama o wszystko zadbała. Podniosłam wzrok i oto stał. Mój anioł. Czarny
garnitur, kremowa koszula i czerwona róża schowana w kieszonce. Dopiero teraz
przyszedł stres. Droga była krótka, ale mimo to bałam się że upadnę, na
szczęście mocne ramie taty dawało mi wsparcie. Gdy moja dłoń złączyła się z
dłonią Michała, wiedziałam juz że jestem na swoim miejscu. Do niego należałam.
- Powtarzajcie za mną –
powiedział Ksiądz.
- Ja, Michał, biorę
Ciebie Julio za żonę i ślubuję Ci miłość, wierność, oraz że nie opuszczę Cię aż
do śmierci - powtórzył za Księdzem.
- Ja, Julia, biorę
Ciebie Michale za męża i ślubuję Ci miłość, wierności, oraz że nie opuszczę Cie
aż do śmierci – jedna część z głowy.
- Julio, przyjmij tę
obrączkę jako znak mojej miłości i wierności – gdy zakładał ją na mój palec,
dopiero w tedy zwróciłam uwagę na ich wzór. Były srebrne i przepiękne.
- Michale, przyjmij tę
obrączkę jako znak mojej miłości i wierności – wzięłam drugą i uczyniłam to
samo. Teraz juz byłam jego.
- Mocą nadana mi przez
kościół, ogłaszam was mężem i żoną, chyba nie muszę mówić co powinieneś –
zwrócił się Ksiądz do Michała. Pokręcił głową i wpił się w moje usta. Już nic
nas nie rozdzieli, w końcu jestem juz jego własnością, a on moją...
______________________________________________________________________________________________
No kochani, mam nadzieję że spodoba wam się i ten rozdział, do końca już bliziutko, ostatni rozdział pojawi się 7 stycznia, dokładnie rok po pierwszym. Chciałam zakończyć to w ten sam dzień w który rozpoczęłam.
W tekście ukryte są dwa linki, jeżeli je pominiecie to daje je wam jeszcze raz :)https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhU8F7uqY_V6hZfnfin6_4fKR0jUJaSTiuWsG-rlHg-T4jz6eUBw5ytgduX2yeU806HasY48UGCIdF1N1qIn02cSHu6-ztROnH6qnNT_7m6PGx6yyWFzf1lhu2Uap9xY5Q0YY5kIr-Qw74/s1600/balowa-bia%C5%82o-czerwona-suknie-slubna-2013-z-czerwonym-koronkami.jpg
Do zobaczenia wkrótce :)
Pozdrawiam, wasza autorka :)
Zachciało mi się jeść ..... :P
OdpowiedzUsuńŚwietny !! :))))
Buziaczki :*
Życzę udanego Sylwestra :*
Tobie również :) Dzięki :*
OdpowiedzUsuńJa wiecznie jestem glodna:D hehe
OdpowiedzUsuńRozdzial swietny. Szkoda ze chcesz konczyc niemalze.za tydzień
Ale nic sie nie poradzi
Bedziesz pisac cos.jeszcze?
Pozdrawiam
Dzięki :) Co do pisania, nie mówi nie, ale po woli historia się rysuję więc możesz być pewna, że coś napiszę :) może nie do końca siatkarskie opowiadanie, ale będę :)
Usuń