Odwiedziny

poniedziałek, 30 grudnia 2013

XXIII


You bring me right back down to the earth from the promised land
We’re getting close to the centre of the earth with an honest plan
You’ll never be your mother or your father do you understand
Until you understand
Why don’t you teach your heart to feel

And give your love love
Give your love love
Give it all away
Why don’t you teach your heart to talk
And give your love love
Give your love love
Give me give me what I need



Atmosfera na kolacji, ale także dużo później była magiczna. Tylko tak dało się ją opisać. Przez prawie cały czas rozmawiałam z Marcinem, ale kątem oka dostrzegając przypatrującą nam się Julkę i Michała. Wiedziałam że powinnam być na nich zła, ale nie potrafiłam, od dawna nie czułam się tak swobodnie. Gdy ja mówiłam Marcin słuchał, a gdy on mówił, odwdzięczałam się tym samym. Rodzice nie zwracali na mnie uwagi, albo dali nam trochę prywatności, jeżeli można nazwać to prywatnością, gdy masz na głowie całą rodzinkę. Przed dwudziestą pierwszą większość krewnych zaczęła się zbierać, ulżyło nam wszystkim, bo mimo dużego domu, prawie 20 osób to wciąż bardzo dużo ludzi. 
Zostałam jednak na noc w Krakowie, a raczej jeszcze na kilka dni. Marcin i jedna z ciotek i wujek mieli jeszcze nocować w domu. Za racji że nikt nie przewidział mojej obecności, musiałam nocować z Marcinem na kanapie w salonie. Po długim sprzątaniu i przebraniu się w piżamę, położyłam się na sofie. Po chwili dołączył do mnie Marcin.
- Idziemy już spać? – spytał leżąc na wznak.
- Nie jestem jeszcze aż tak zmęczona. A po za tym dzieciaki wolą spać w dzień niż w nocy – powiedziałam z przekąsem, czując ruch. Dwa piłkarze chyba, albo siatkarze, Bóg jeden wie.
- Być może zasilą szeregi reprezentacji za jakieś 20 lat – powiedział Marcin, jakby czytał mi w myślach. Zaśmiałam się. Jeszcze długo rozmawialiśmy, aż w końcu oczy same mi się zamknęły.


Perspektywa Julki:
Następnego dnia obudził mnie Michał, jak zwykle.
- Nie możesz spać? – spytałam przewracające się na drugi bok.
- Nie, nie mogę – powiedział ze złością.
- Lewa nogą wstałeś, czy co? – odwróciłam się do niego przodem, siedział tyłem do mnie i trzymał się za plecy – Dalej Cie bolą?
- No – chwyciłam jego rękę, delikatnie odsunęłam ją i zobaczyłam wielkiego granatowego siniaka. Zaczęłam się śmiać.
- Z czego się tak śmiejesz? – spytał dalej wkurwiony.
- Masz wielkiego siniaka, a po za tym nic ci nie będzie – wstałam z łóżka i podeszłam do niego od przodu. Chwyciłam jego podbródek, zmuszając by na mnie spojrzał. – Z Łukaszem rozliczysz się kiedy indziej, na razie są święta i spędzasz je ze mną i naszą rodziną.
- Skąd wiedziałaś?
- Znam cię – Michał mocno mnie pochwycił, popatrzyłam w jego oczy, były pełne miłości i pożądania.
- Skoro mnie znasz to powiedz o czym teraz myślę – pokiwałam głowa i wyszeptałam mu do ucha.
- Hahahha – zaśmiał się i pokiwał głową wpijając się w moje usta.

Po godzinie zeszliśmy do salonu, wszyscy siedzieli przed telewizorem rozmawiając, lub oglądając jakąś mamlanę.
- Proszę, proszę śpiochy w końcu wstały – zażartował Marcin. Pokazałam mu język i wcisnęłam się koło Wery.
- Proponuję żebyście kupili sobie nieskrzypiące łóżko, bo strasznie słychać jak się przewracacie na boki – powiedziała mama znad kubka. Popatrzyliśmy po sobie z Michałem, a tata wybuchnął śmiechem.
- Mamo! – zawołałam speszona.
- No przecież wiem co wyście tam robili, bo na pewno nie spali – stwierdziła sarkastycznie. Zakryłam się poduszką.
- Może zmienimy temat? – zaproponował delikatnie Michał.
- Bardzo dobry pomysł – poparłam go. Tata zwijał się ze śmiechu, a mama popijała kawę jak gdyby nigdy nic. Za to Marcin z Weroniką mieli z nas polewkę. Po śniadaniu usadowiłam się na sofie nie mogąc się ruszać, jadłam za dwóch, ale teraz już przesadziłam.
- Posuń się – powiedziała Wera siadając obok, zjadła dwa razy tyle ile ja, a mimo to wciąż się ruszała.
- Boże nic już dzisiaj nie przełknę – stwierdziłam głaskając się po brzuchu.
- Tylko żebyś za chwilę nie kazała mi robić kanapek – powiedział Michał podnosząc i sadowiąc mnie sobie na kolanach. Wtuliłam się w niego jak małe kocie i oparłam głowę na jego piersi. Bicie jego serca szybko mnie rozluźniło i nim się obejrzałam wpadłam w objęcia Morfeusza.
W końcu obudził mnie silny zapach pieczonego mięsa. Zaczęłam węszyć, w końcu otworzyłam oczy. Spałam z policzkiem przyciśniętym do twarzy Michała, byliśmy dziwnie powykręcani, ale nie czułam sie jakoś obolała. Na kanapie obok spała Weronika wciśnięta w objęcia Marcina. Trzepnęłam Michała by się obudził.
- Co? Gdzie? – zaczął wrzeszczeć.
- Ciii – zasłoniłam mu usta ręką – Patrz – pokazałam mu Werę i Marcina. Wytrzeszczył gały i uśmiechnął się od ucha do ucha.
- No to to ja rozumiem – zaśmiałam się cicho i wstałam, ale misiek miał inne zamiary, mocno mnie chwycił i nim się obejrzałam znów leżałam z nim na kanapie.
- Puszczaj mnie, głodna jestem.
- Jezusicku, znowu – złapał się za głowę i zaniósł mnie do kuchni. Po kilkunastu minutach obiad był gotowy i wszyscy zasiedliśmy do stołu, żal było mi budzić Werę, ale pomyślałam że z chęcią coś zje. Tak tez było, znów nałożyła sobie kopiasty talerz i zpałasowała wszystko, do ostatniego okruszka. Przy obiedzie było dużo śmiechu i rozmów, wszyscy mieli znakomite humory.

Na drugi dzień po obiedzie zaczęliśmy się rozjeżdżać do domów, ja z Michałem na nasze śmieci, a Weronika, jak się okazało z Marcinem, którzy bardzo dobrze zaczęli się dogadywać. Jak się okazało po przyjeździe do domu, Łukasz wyprowadził się z Bełchatowa i zmienił również klub. Cały klub dotknęło jego odejście, ale nie chciał ustąpić. Z natury był uparty i słaby psychicznie. Ale mimo wszystkiego lubiłam go i chciałam mu pomóc, ale wolał być sam.
- Szkoda mi go – powiedziałam po przeczytaniu listu, który zostawił nam Łukasz.
- A mnie nie.
- Nie bądź dla niego taki surowy – powiedziałam robiąc sobie herbatę.
- Zasłużył sobie – powiedział Michał wychodząc, co definitywnie kończyło rozmowę na ten temat.
Sylwester miał odbyć się u nas, nie wiedziałam jak wszyscy mają się zmieścić, ale Michał był innego zdania. Rano wcześnie wstaliśmy i udaliśmy sie na zakupy, dużo jedzenia i jeszcze więcej alkoholu, w końcu to był jeden z tych dni w którym mogli spokojnie pić. Po powrocie do domu włożyłam picie do lodówki i zabrałam się za robienie przekąsek. Michał zaczął sprzątać, przez co miałam mniej pracy. Pracowaliśmy w ciszy, ani słowem nie odzywając się do siebie, cały czas przeżywał list od Łukasza. Po 18 zaczęli się schodzić zawodnicy z partnerkami, w tym Weronika z Marcinem. Wszystkich zaszokował widok ich razem, ale na szczęście obyło się bez uszczypliwych komentarzy. Przed północą większość siatkarzy była tak pijana że nie docierało do nich co się dzieje, jedynie dziewczyny w miarę kontaktowały, no i oczywiście ja i Wera, obie nic nie piłyśmy, jedynie szampana bez alkoholowego i soki. Z wybiciem północy ci którzy jeszcze trzymali się na nogach wznieśli toast za nowy 2008 rok. Przed pierwszą prawie wszyscy już spali albo byli tak pijani że nie mili siły się ruszać, wzięłam szybki prysznic i poszłam do łóżka. Michał gdzieś zaginął ale za to do łóżka wpakowała mi się Wera która nie miała już gdzie spać. Opatuliłyśmy się kołdrą i szybko zasnęłyśmy.
Koło południa, jak się okazało, obudził mnie Michał walający się na łóżko.
- Zaginiony w akcji powraca – powiedziałam sarkastycznie.
- Nie zaginiony tylko przygnieciony – bełkocze, odwracam się do niego przodem. Leży już z zamkniętymi oczami.
- Śpią jeszcze czy już sie wynieśli? – Michał tylko jęknął i odwrócił się na drugi bok, przykryłam go kołdrą. Wchodząc do salonu spodziewałam się pustych butelek i tony śmieci, a nie zastałam a ni grama brudu. Wszystko było wysprzątane, w śmieciach nie znalazłam nic.
- No i to się nazywa pomoc domowa – powiedziałam sama do siebie. Usiadłam na kanapie i włączyłam sobie telewizję. Po prawie trzech godzinach, do salonu zawitał Michał.
- O widzę że w końcu raczyłeś wstać – misiek pokręcił głową, podszedł i wziął mnie na ręce. Położył się na sofie, układając mnie na swojej piersi.
- Zjesz coś? – spytałam wtulona w jego klatę.
- Coś by się przekąsiło – na dowód tych słów głośno zaburczało mu w brzuchu. Zaśmiałam się i poszłam do kuchni, przyrządziłam mu stertę kanapek z serem, szynką i dżemem. Szybko je spałaszował i poszedł pod prysznic, sama zabrałam sie za robienie obiadu, znowu byłam głodna. Ach ten mój apetyt.
Na drugi dzień Michał wrócił do treningów, a ja zostałam w domu. Każdy następny dzień wyglądał prawie tak samo. Spałam do późna, robiłam obiad i szłam na spacer pod halę, zawsze zabierając ze sobą aparat.
- Od wczoraj sie bardzo nie zmieniłem – powiedział któregoś dnia Michał.
- Zapomniałeś? – spytałam – Ostatnie dni stanu wolnego! – zaśmialiśmy się.
Dzień ślubu zbliżał się wielkimi krokami. Dwa dni przed uroczystością dowiedziałam sie że ma się ona odbyć w Krakowie.
- Nie patrz na mnie, to nie mój pomysł – powiedział Michał, czmychając do pokoju.
- Co im strzeliło do głowy? – spytałam wchodząc za nim, swoim tempem.
- Żebym to ja wiedział.
Na dzień przed ślubem mama zawiozła mnie do domu, na sama myśl o jutrzejszym dniu robiło mi się słabo. Lecz mimo zdenerwowania szybko zasnęłam i przespałam smacznie cała noc.
- Wstawaj, dzisiaj wielki dzień – powiedziała mama budząc mnie. Z werwą wstałam i wzięłam długi gorący prysznic. Do ceremonii pozostały tylko cztery godziny, a było trochę pracy. Mama krzątając się przy moich włosach nie widziała w jaką fryzurę mnie uczesać.
- Spokojnie, za chwile coś wymyślisz – powiedziałam do nie by się uspokoiła, ona chyba bardziej denerwowała się ode mnie.
- A ty młoda panno się nie denerwujesz?
- Jakoś mi przeszło – dzięki bogu, choć na razie. W końcu mama zaplotła mi warkocza francuskiego z czubka głowy. Był idealny, zawsze miała sprawne palce. To po niej odziedziczyłam. Długi i gruby warkocz spływał po moich plecach i zatrzymał się dopiero na biodrach, nie zapuszczałam ich specjalnie.
Niecierpliwiłam się by zobaczyć swoją sukienkę. Mama zdjęła ją z wieszaka i rozpięła suwak. Moim oczom ukazała się idealna i perfekcyjna biała sukienka. Zaniemówiłam.
- O boże, jaka piękna – gorset podkreślał moją talię, a duł sukni wyglądał jak odwrócony kwiat Lilli. Od samej góry aż po dół ciągnęły się czerwono różowe liście. Była idealna.
- Boże mamo – podeszłam do niej i mocno ją uściskałam – Jest przepiękna.
- Sama wybierałam – pochwaliła się, o mało się nie rozpłakałam.
Gdy przyszedł czas, ostrożnie wsiadłam do  samochodu i razem z rodzicami udaliśmy się pod mały kościółek. Był jak z bajki, wszystko było jak z bajki. Nawet pan młody. Strasznie chciałam się już z nim zobaczyć, stęskniłam się. W takt muzyki, wsparta na ramieniu taty, weszłam do kościoła. Droga była przyozdobiona białymi, różowymi i czerwonymi kwiatami, pasującymi do sukienki. Mama o wszystko zadbała. Podniosłam wzrok i oto stał. Mój anioł. Czarny garnitur, kremowa koszula i czerwona róża schowana w kieszonce. Dopiero teraz przyszedł stres. Droga była krótka, ale mimo to bałam się że upadnę, na szczęście mocne ramie taty dawało mi wsparcie. Gdy moja dłoń złączyła się z dłonią Michała, wiedziałam juz że jestem na swoim miejscu. Do niego należałam.
- Powtarzajcie za mną – powiedział Ksiądz.
- Ja, Michał, biorę Ciebie Julio za żonę i ślubuję Ci miłość, wierność, oraz że nie opuszczę Cię aż do śmierci - powtórzył za Księdzem.
- Ja, Julia, biorę Ciebie Michale za męża i ślubuję Ci miłość, wierności, oraz że nie opuszczę Cie aż do śmierci – jedna część z głowy.
- Julio, przyjmij tę obrączkę jako znak mojej miłości i wierności – gdy zakładał ją na mój palec, dopiero w tedy zwróciłam uwagę na ich wzór. Były srebrne i przepiękne.
- Michale, przyjmij tę obrączkę jako znak mojej miłości i wierności – wzięłam drugą i uczyniłam to samo. Teraz juz byłam jego.
- Mocą nadana mi przez kościół, ogłaszam was mężem i żoną, chyba nie muszę mówić co powinieneś – zwrócił się Ksiądz do Michała. Pokręcił głową i wpił się w moje usta. Już nic nas nie rozdzieli, w końcu jestem juz jego własnością, a on moją...












______________________________________________________________________________________________
No kochani, mam nadzieję że spodoba wam się i ten rozdział, do końca już bliziutko, ostatni rozdział pojawi się 7 stycznia, dokładnie rok po pierwszym. Chciałam zakończyć to w ten sam dzień w który rozpoczęłam. 

Do zobaczenia wkrótce :)
Pozdrawiam, wasza autorka :)

4 komentarze:

  1. Zachciało mi się jeść ..... :P
    Świetny !! :))))

    Buziaczki :*
    Życzę udanego Sylwestra :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja wiecznie jestem glodna:D hehe
    Rozdzial swietny. Szkoda ze chcesz konczyc niemalze.za tydzień
    Ale nic sie nie poradzi
    Bedziesz pisac cos.jeszcze?
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki :) Co do pisania, nie mówi nie, ale po woli historia się rysuję więc możesz być pewna, że coś napiszę :) może nie do końca siatkarskie opowiadanie, ale będę :)

      Usuń