Odwiedziny

niedziela, 30 czerwca 2013

XIII



W miłości dobrze jest dawać, gdy się jest proszonym,
ale lepiej jest dawać bez usłyszenia prośby,
domyślając się przyczyny.


Nim się obejrzałam staliśmy pod blokiem Miśka, nic się zmienił, tak jakby świat się zatrzymał.
- Gotowa? – spytał wyjmując kluczyki ze stacyjki.
- Na co?
- Wiesz że nie mieszkam sam, a po za tym Wera też jest – powiedział otwierając drzwi po mojej stronie.
- Wera mieszka z wami?
- Tak – szybko wyszliśmy po schodach, Michał otworzył drzwi, ledwo weszłam do domu, a rzuciła się na mnie Wera.
- Bardzo dobrze cię widzieć w domu – powiedziała gdy mnie puściła, a raczej uwolniła z żelaznego uścisku.
- Też się cieszę, ale następnym razem panuj nad siłą, bo mnie udusisz – uśmiechnęłam się do niej. Przywitałam się z Łukim, który ledwo wstał. Usiedliśmy we trójkę do stołu, Wera zrobiła obiad, zjadłam cały. Musiałam zadzwonić do rodziców, że wszyłam i jestem z Weroniką, mama bardzo się ucieszyła i zapytała czy zamieszkam z nimi, zgodziłam się, ale dopiero gdy wrócą na zgrupowanie czyli jutro. Resztę dnia pędziłam z Michałem, siedzieliśmy w jego pokoju, naszym pokoju i rozmawialiśmy. Samolot z Katowic miał o 15, wiec mieliśmy trochę więcej czasu. Cały czas upierałam się że pojadę z nim, ale on był stanowczy.
- Ale ja chce – dalej się upierałam.
- Dojdziesz do siebie i pomyślimy – zakończył definitywnie rozmowę. Miałam jeszcze nadzieję że zmieni zdanie, przeszukałam swoje walizki, które ciągle się tu znajdowały i znalazłam czarną koronkową koszulkę nocną. Chciałam zastosować kobiecej sztuczki. Wychodząc z łazienki ostentacyjnie przeszłam koło niego, od razu zauważył, widziałam jak w jego oczach maluję się pożądanie. Stanęłam tyłem do Noego, szybko podszedł do mnie. Zaczął delikatnie jeździć palcami po moim obojczyku, rękach i szyi, byłam gotowa. To był ten mężczyzna, do niego należałam, byłam jego od dnia w którym zajrzałam w jego hipnotyzujące oczy.  Tam tego dnia zabrał moje serce, zawładnął moją duszą. Musnął wargami moje ucho.
- Gotowa? – spytał po między całowaniem mojej szyi. Bałam się, ale czego? Odwróciłam się do niego przodem, popatrzyłam w jego oczy, strach zniknął.
- Tak – gdy wypowiedziałam to słowo, Michał szeroko się uśmiechnął i odszukał moje wargi. Ja sama poczułam dumę. Kochałam go, i chciałam z nim być. On był mój, ja byłam jego. Całował coraz gwałtowniej, oplotłam swoje ręce wokół jego szyi, lekko mnie podniósł, nie przestając całować. Szybko znaleźliśmy się w łóżku, Misiek zgrabnie zdjął moją koszulę, ja zrobiłam to samo z nim, po chwili oboje byliśmy nadzy, oddawaliśmy się sobie. Jego palce błądziły po moim ciele, pod palcami czułam bicie jego serca, dotyk jego włosów. Całował mnie wszędzie, nie mógł się mną nacieszyć, czułam to, chciałabym by to się nie kończyło, by był przy mnie. Nasze oddechy zrównały się, mój anioł zstąpił na ziemie i był przy mnie.
- Nie chce wyjeżdżać – powiedział leżąc na plecach. Obróciłam się na bok i popatrzyłam na jego twarz, krople potu pływały z jego skroń.
- Ja też nie chcę, ale już nie długo – powiedziałam kładąc głowę na jego piersi – kończy się sezon i wrócisz do Bełchatowa i będziemy razem.
- Nie długo, mamy dopiero lipiec, a wrócę może dopiero może pod koniec września – popatrzył na mnie smutnym wzrokiem.
- Ciesz się chwilą, Michał kocham cię i będę na ciebie czekać, jak długo będzie trzeba – uśmiechnęłam się i dałam mu całusa. Michał mocno mnie przytulił, było mi dobrze, mogłaby, już zawsze tak spać.
Rano obudziłam się wypoczęta, otworzyłam oczy i popatrzyłam na mojego księcia, spał z głową na moim brzuchu, pogłaskałam go po głowie, nawet się nie poruszył. Wstałam jak najdelikatniej umiałam, pozbierałam swoje rzeczy i poszłam do łazienki. Wzięłam szybki prysznic, rozczesałam włosy i zaplotłam warkocza. Ubrałam się w czerwone rurki i zieloną bluzkę na ramiączkach. Gdy wróciłam do pokoju, Winiar dalej spał, nie budziłam go. Zabrałam jego walizkę i zaczęłam pakować, wszystko co miał brudne zamieniłam czystymi rzeczami prywatnymi. Pomięte stroje reprezentacyjne wyprasowałam i spakowałam z powrotem.  Po godzinie był spakowany. Zaburczało mi w brzuchu, zerknęłam na zegarek koło łóżka, była 10. Zostawiłam drzwi lekko uchylone i poszłam do kuchni. Wera się już krzątała.
- Hej, wiedze że Łukasz też odsypia – powiedziałam na przywitanie, usiadłam przy stole w kuchni.
- Nom – powiedziała nie przerywając pracy – chcesz kawy?
- Si – powiedziałam, odwróciła się do mnie żeby nalać mi kawy, zamarła patrząc się na mnie.
- Wy no ten, odważyła się w końcu? – zapytała zdziwiona.
- Nie wiem o co ci chodzi – odparłam pijąc kawę.
- Przecież widzę – patrzyła na mnie swoim przeszywającym wzrokiem – no nie wierze, dałaś mu, prawda?
- Nie twoja sprawa.
- A jednak – odparła ucieszona – i jak ocena?
- Hmm, pomyślmy, za wysiłki 9, obdarzony przez naturę na 7.
- Trafił do rejestru? – zapytała siadając naprzeciwko mnie.
- Zdecydowanie – przybiłyśmy sobie piątki.
- Co wy znowu knujecie – zapytał Łukasz wchodząc do kuchni, zaczęłyśmy się śmiać. Łuki dziwnie na nas popatrzył.
- Babskie sprawy – odpowiedziałam i puściłam oko do Wery – pójdę obudzić śpiącą królewnę.
Weszłam do pokoju i zobaczyłam rozwalonego Michała na łóżku, dopiero teraz zauważyłam jak bardzo skopaliśmy pościel w nocy. Usiadłam koło niego i pocałowałam go w policzek.
- Michał wstawaj – szepnęłam mu do ucha. W odpowiedzi zastękał. – Wstawaj trzeba się zbierać i na lotnisko jechać – odwrócił się na plecy, oczy cały czas miał zamknięte. Przytuliłam się do niego.
- Jeszcze nie – powiedział, przyciskając mnie do piersi – zostańmy w domu.
- Nie, wstajesz i jedziesz na lotnisko – powiedział ciągnąc go za sobą. Leniwie wstał i poszedł do łazienki. Po chwili wyszedł ubrany i uczesany.
- No i tak lepiej – powiedziałam podchodząc do niego, dałam mu buziaka i zaczęłam uciekać, widząc dziki błysk w jego oczach. Z łatwością mnie dogonił i przełożył sobie przez ramie, teraz wisiałam głowa w dół. Puścił mnie dopiero w kuchni, posadził na krześle i usiadł obok, cały czas mnie trzymając.
- Wyglądasz jakbyś miała uciec – powiedział wesoło Kadziu. Pokazałam mu język i zabrałam się za śniadanie.
- O której musimy być na lotnisku? – spytała Weronika po skończonym jedzeniu. Chłopaki pokiwali głową. Biedaczyska, czy on kiedyś coś wiedzieli, pomijając jak się gra.
- Przynajmniej godzinę wcześniej – powiedziałam patrząc na Winiara – nie patrz tak na mnie tylko szykuj się do drogi, musimy zaraz jechać.
Gdy oni się krzątali się ja postanowiłam zadziwić do rodziców.
- Hallo?
- Hej mamo – powiedziałam niepewnie.
- Cześć skarbie, jak się czujesz? – spytała z troską.
- Dobrze, mogę z wami zamieszkać na jakiś czas? – spytałam.
- Oczywiście, przyjedź kiedy chcesz.
- A dała byś radę przyjechać do Katowic po mnie, bo Weronika wyjeżdża i jadę z nią na lotnisko?
- O której ma samolot?
- O 15, jakbyś mogła być parę minut po – poprosiłam zapatrzona na zdjęcie zawieszone na ścianie.
- Dobrze, tata chyba po ciebie przyjedzie, nie wiem, ale będziemy – ucieszyłam się że się zgodziła, nie musiałam tu zostawać. Pożegnałam się z nią i poszłam spakować swoje rzeczy. Przed 11 byliśmy gotowi do drogi, zahaczyliśmy jeszcze o moje mieszkanie, zabrałam kilka książek i dokumentów, po czym pojechaliśmy do Katowic.
Droga minęła nam przyjemnie i szybko, w samochodzie śpiewaliśmy i śmialiśmy się. Było świetnie. Po 13 byliśmy już na miejscu, Łukasz poszedł sprawdzić o której mają odprawę, a my siedliśmy na krzesełkach. Siedziałam wtulona do Michała, delektując się jego zapachem i dotykiem, ostało nam mało czasu, a nie wiadomo kiedy znowu się spotkamy. Gdy przyszedł czas odprawy płakałam jak dziecko, nie mogłam się oderwać od Miśka, do Wery też się przykleiłam. W końcu zostałam sama z gorącymi łzami spływającymi po moich policzkach, usiadłam na krzesełkach i ciągle płakałam. Nie wiem ile tak siedziałam, ale w pewnym momencie poczułam jak ktoś mnie przytula, myślałam że to Michał, ale przemówił do mnie niższy głos.
- Cicho, nie długo się zobaczycie – powiedział mój tata. Popatrzyłam na niego jeszcze bardziej się rozpłakałam. Pomógł mi wziąć bagaże i zabrał mnie do samochodu. Od razu zasnęłam. Obudziłam się dopiero gdy dojeżdżaliśmy do Krakowa. Gdy minęliśmy tabliczkę z napisem Kraków, ulżyło mi, byłam z dala od problemów. Jadąc przez centrum przyglądałam się jak zmieniło się to miasto, rozrosło się, nabrało barw i wypiękniało. Moje stare miejsca na szczęście się nie zmieniła. Wjechaliśmy na posesję domu rodziców, nic się nie zmienił, był taki sam jakim go zapamiętałam. Jedyne co się zmieniło to drzewa i krzewy w ogrodzie, na szczęście stała tam dalej rozwieszona siatka, pewnie rodzice grywali jeszcze. Gdy wysiadłam z auta odetchnęłam wciąż świerzym powietrzem. Rozejrzałam się po okolicy, która nie wiele się mieniła. Zza domu wyleciał pies, podbiegł do mnie i powąchał, wyciągnęłam dłoń i ją polizał. Zaczęłam do głaskać, w odpowiedzi położył się na grzbiecie i kazał głaskać brzuch.
- To Oskar – powiedział tata widząc moją zabawę z psiną.
- Labrador? – spytałam.
- Tak, Daniela się uparła na takie, wiec trzeba było jeździć i szukać – zaśmiałam się na myśl o tym jak musiało to wyglądać.  – Choć do domu, pewnie jesteś głodna – byłam, przez całe pożegnanie zapomniałam o potrzebach człowieka. Weszliśmy do domu, od razu rzuciło mi się w oczy to ze zrobili remont, teraz było jasno, cały dom jakby świecił, spodobał mi się.
- Kiedy zrobiliście remont? – spytałam siadając przy kuchennym stole.
- Chyba 3 lata temu, nie pamiętam, lata szybko lecą – powiedział tata nakładając na mój talerz podwójną porcję.
- Ja tego nie zjem!
- Zjesz, mizernie wyglądasz – no tak mój tata, wieczny łasuch, potrafił jeść  co chwile i dalej był szczupły, to po nim odziedziczyłam szybką przemianę materii, ale nie tak dobrą jak miał on sam. Po obiedzie usiedliśmy w salonie i włączyliśmy TV. Nawet nie wiem kiedy zasnęłam, obudził mnie pisk opon, leżałam na sofie w objęciach taty, tak samo gdy byłam mała.
- Śpij, mama przyjechała – powiedział i pocałował mnie w czoło, przekręciłam się na drugi bok i zasnęłam. Obudziłam się kilka godzin później, Daniela krzątała się po kuchni.
- Cześć kochanie – powiedziała gdy weszłam do kuchni, szybko do mnie podeszła i mocno przytuliła. Nie wiedząc dlaczego rozpłakałam się jak dziecko. Mama mocno mnie przytulała i kołysała, poprowadziła mnie na sofę. Siedziałyśmy tak długo, mama nic nie mówiła tylko głaskała mnie po plecach.
- Już? – spytała gdy się trochę uspokoiłam – Co się stało, że tak płakałaś?
- Nie wiem, mam chyba już dość wszystkiego – popatrzyłam na nią – wypadku, rozłąki ze znajomymi, i jeszcze to żeśmy się pogodziły.
- To źle? Nie chciałaś się ze mną godzić? – spytała głaszcząc mnie po ręce.
- Chciałam i marzyłam o tym, ale wszystko się już nałożyło – przetarłam dłonią oczy. – Jestem zmęczona tym wszystkim.
- Na smutek dobre jest jedzenie, jak zjesz coś dobrego to na pewno od razu poprawi ci się humor – wzięła mnie za rękę i zaprowadziła do kuchni. Kazała zamknąć oczy i nie podglądać.
- Niespodzianka – zawołała, otworzyłam oczy i zobaczyłam leżące przede mną ziemniaczki domowej roboty i wciąż ciepłą szarlotkę. Popatrzyłam na nią i szeroko się uśmiechnęłam.
- Pamiętałaś – zawołałam rzucając jej się na szyję – zrobiłaś to dla mnie?
- Tak ziemniaczki, jak tylko wróciłam dzisiaj z pracy, a szarlotkę nie dawno wyjęłam z piekarnika.
- Boże dziękuje!!! Dziękuję, dziękuję, dziękuję!!! – od razu rzuciłam się do jedzenia, miała rację, najadłam się i humor od razu mi się poprawił. Nim się zorientowałam wybiła 12 w nocy, szybko się przebrałam i położyłam w swoim dawnym pokoju, nic się nie zmienił, został taki jakim go zapamiętałam. Nie miałam problemów z zaśnięciem, byłam wykończona.
Obudziłam się po 13, w domu nikogo nie było, zeszłam do kuchni i zobaczyłam karteczkę:
Spałaś gdy wychodziłam, tata pojechał wczoraj w delegację wróci jutro. Będę koło 18 zostawiłam ci trochę pieniędzy, idź się przejść i rozerwać, całusy mama.’ Kochana mama, robiłam jak radziła, wzięłam szybki prysznic i wyszłam na miasto, zeszłam cały Rynek, byłam koło Barbakanu, na Placu Matejki, przeszłam Grodzką, Sławkowską i zaszłam na Kazimierz. Nic się prawie nie zmieniło, nowe chodniki, drogi, budynki pomalowane na inne kolory. Spodobał mi się taki Kraków. Moim ostatnim przystankiem był Wawel nad wisła. Przeszłam plantami, i doszłam na Most Grunwaldzki. Stary hotel zamknięty wiele lat temu stał nadal, Wawel wyremontowano i nie odstraszał tak jak kiedyś, gondole i statki pływały jak kiedyś. Przed 17 wsiadłam w autobus i zajechałam prawie pod dom, po 10 minutach drogi byłam pod domem, nikogo nie  było. Zagrzałam sobie obiad i usiadłam przed telewizorem.
Kolejny tydzień spędziłam tak samo, chciałam wychodziłam, nie to siedziałam przed TV albo laptopem. Zaczynałam dochodzić do siebie, brałam witaminy i korzystałam ze słońca, po tygodniu ładnie się opaliłam i już nie wyglądałam tak źle jak zaraz po szpitalu. Codzienne rozmowy z Werą i Michałem dodawały mi sił. Zaczęłam też biegać, nabierałam sił i fizycznych i psychicznych, dzięki temu czułam się lepiej. Oglądałam każde zmagania naszych orłów. W końcu nadszedł 29 lipca i kolejny mecz naszych orłów, gdy rozległ się dźwięk mojego telefonu.
- Słucham – odebrałam telefon.
- Dzień dobry, tu doktor Wach, czy rozmawiam z Julią Kowalską? -  odezwała się kobieta w telefonie.
- Tak przy telefonie – odpowiedziałam zdziwiona.
- Czy mogła by pani przyjechać jutro do Szpitala Jana Pawła w Krakowie, na godzinę 12?
- Tak oczywiście, a co się stało? – w mojej głowie zapaliła się czerwona lampka.
- Mam pani badania i musimy porozmawiać – powiedziała bardzo spokojnym tonem.
- Dobrze, przyjadę…



_______________________________________________________________________
Witajcie, po przerwie :) nie mogłam dodac wcześniej, ponieważ mialam zobowiązania na moim drugim blogu :)
Jak nastrój przed meczem, myślicie że wyjdziemy z grupy i dojdziemy do finału??? 

wtorek, 11 czerwca 2013

XII


Everytime I try
To fly I fall 
Without my wings
I feel so small
I guess I need you, baby
And everytime I see 
You in my dreams
I see your face
It’s haunting me
I guess I need you, baby...
I make believe
That you are here
It’s the only way
I see clear
What have I done
You seem to move on easy...




Cisza, uderzenie, nagły ból i znowu cisza. To wspomnienie powraca do mnie raz za razem, nie mogę go zatrzymać, nie mam siły. Cały czas widzę Mateusza i jego uśmiech na twarzy, chce uciec, nie mam do kąd. Krzyczę, rzucam się, ale nikt nie przychodzi, jestem sama. To nie ma sensu, gdzie Wera, Michał, Łukasz, gdzie są wszyscy? Opuścili mnie? Nie! To nie może być prawda! A może, może ja nie żyję, może Mateuszowi się udało, zabił mnie? Ale czy w tedy by tak bolało? Niebo to raj, odpoczynek, nie powinno tak boleć. Wiec gdzie ja jestem?
Nie wiem ile czasu minęło, nie potrafię tego określić, wszystko jest jakby za mgłą, słyszę szepty ludzi, a może ich krzyki? Nie wiem. Czuje dotyk na swojej ręce, znam ten dotyk, nie potrafiłam bym go zapomnieć! Michał! Michał tu jest. Próbuje mu to wykrzyczeć, wykrzyczeć jak bardzo go kocham, żeby mnie stąd zabrał, ale nie mogę, nie mogę się poruszyć. Moje ciało jest, ale i go nie ma. Wiec jak mogę dać mu znać że nic mi nie jest, ze go kocham i chcę wrócić do domu? Słyszę szept, może modlitwę, Michał się modli, ale nie potrafię wyłapać słów, są za ciche dla moich obolałych uszu. Wsłuchuję się w ciszę, w dotyk, odmierzam czas. Im dłużej wsłuchuję się w dobiegające do mnie odgłosy, tym więcej rozumiem, jestem w szpitalu, Michał jest ze mną, Wera i Łukasz też, mam ich wszystkich obok siebie, mogłam na nich liczyć.
Po woli czas zlewał się w jedno, nie mogłam uwolnić się, poruszyć, powiedzieć. Leżałam i zastanawiałam się co będzie dalej. Ile jeszcze będę tak leżeć i czy się obudzę? Minęło może kilka dni, może tygodni, a może nawet lat, upływ czasu był mi obcy. Wszystko zaczęło się zmieniać, dźwięki zaczęły się nasilać, wszystko zaczynało docierać do mnie ze zdwojoną siłą, powoli zaczynałam czuć swoje ciało, zaczynałam nim ruszać. Po pewnym czasie miałam na tyle sił by spróbować otworzyć oczy. Lekko je uchyliłam, zalała  mnie fala światła, zamrugałam i spróbowałam jeszcze raz, gdy oczy przyzwyczaiły się do ostrego światła rozejrzałam się po pokoju. Była to nie wielka sala szpitalna, bardzo jasna i przytulna. Ale nie to było największym zdziwieniem, obok mnie na krześle spał mój tata. Trzymaliśmy się za ręce, poruszyłam nią, od razu się obudził i popatrzył na mnie.
- Hej – powiedział uśmiechając się. Jego szafirowe oczy mimo wielkich szarych podków pod oczami, lśniły z podniecenia.
- Hej – uśmiechnęłam się – długo byłam nie przytomna?
- Ponad miesiąc – powiedział głaskając moją rękę – Chcesz zobaczyć się z mamą?
- Jest tutaj? – spytałam zdziwiona, zawsze traktowała mnie chłodno, nie okazywała uczyć.
- Tak i martwi się.
- Zawołaj ją – powiedziałam, po czym tata wyszedł na poszukiwanie mamy. Ojciec był aniołem, dosłownie, był nieziemsko przystojny, duże szafirowe oczy, sprawiały że wszyscy go kochali, był miły, kochający i bardzo, bardzo kochał moją mamę. Za to ona, była można by powiedzieć, prawie modelka. Równie wysoka jak ojciec, o kremowej skórze i ogromnych oczach w kolorze płynnej czekolady. Pamiętam że miała długie falowane brązowe włosy, które odziedziczyłam po niej. Byli razem od czasów liceum, choć znali się o wiele dłużej. Zawsze razem, tak ich pamiętam. Jacek i Daniela Kowalscy idealne małżeństwo.
- Jak się czujesz – zapytała mama wchodząc do pokoju. Piękna jak zwykle, tak jak ją zapamiętałam.
- Chyba dobrze, nic mnie nie boli, na razie – odpowiedziałam, cały czas patrząc na nią, stęskniłam się.
- To dobrze – usiadła na fotelu obok łóżka, chwyciła delikatnie moją dłoń. – Przepraszam, przepraszam.
- Za co? – spytałam, naprawdę nie wiedząc o co jej chodzi.
- Za to co robiłam, zamiast otoczyć cię miłością i opieką, żebyś czuła się bezpiecznie, traktowałam cię jak przedmiot, który można odłożyć. Nie proszę o wybaczenie, bo na nie nie zasługuję, ale może, wybaczysz mi na tyle że zaczniemy jeszcze raz? – z jej oczu poleciały łzy, nigdy jeszcze nie widziałam jej płaczącą, zawsze była twarda i nie ugięta.
- Mamo – chciałam żeby na mnie spojrzała – mimo tego co było i jak mnie traktowałaś, nigdy cię nie przestałam kochać, zawsze będziesz moją mamusią. Może nie miałam szczęśliwego dzieciństwa, ale przynajmniej cię miałam, mogłam widywać. Nigdy nie przestałam cię kochać! – powiedziałam po czym obie się rozpłakałyśmy. Mama mocno mnie przytuliła, cieszyłam się że sobie przebaczyłyśmy, dobrze było ją mieć z powrotem. Przez wiele jeszcze godzin rozmawiałyśmy, śmiałyśmy się, cała nasz trójka próbowała nadrobić stracony czas. Powiedziałam także mamie by zadzwoniła do Weroniki, ale ona nie odbierała. Udało za to dodzwonić się do jej mamy, okazała się że jest z kadrą w Stanach na meczu, jako praktykantka. Dodzwoniłyśmy się do jej mamy dokładnie godzinę przed pierwszym meczem, wiec poprosiłam tatę żeby skoczył do mojego mieszkania i przywiózł mi laptop. Udało mu się zdarzyć i wspólnie zaczęliśmy kibicować naszym orłom. Gdy przegraliśmy trzeciego seta, kamera wyłapała Weronikę, Łukasza i Michała, którzy dosyć ostro rozmawiali, nie obyło się bez gestykulacji, mieliśmy przez to dużo śmiechu. Na czwarty set i Łukasz i Michał wyszli z uśmiechami na twarzy, pewni tego ze wygrają. Byli genialni, sami ustawiali akcje i je wygrywali, świetnie współpracowali dzięki czemu poderwali cały zespół do walki. Ostatni punkt zdobyty dzięki asowi Kadziewicza, sprawia że wygrywamy 3-1 całe spotkanie, cieszyłam się jak dziecko, a szczególnie z Michała. Wszyscy razem świętowali, ale najbardziej szczęśliwymi osobami na hali byli Łukasz z Weroniką, oboje rzucili się w ramiona i zaczęli namiętnie całować, byłam zdziwiona że są dalej razem, ale cieszyłam się na ich widok. Późnym wieczorem, rodzice pożegnali się i obiecali ze przyjadą jutro po południu. Na szczęście zostawili mi laptop. Nie mając nic do roboty zaczęłam grzebać po Internecie, przez przypadek trafiłam na wywiady po meczu, miedzy innymi na wywiad Michała. Nie było nic ciekawego w wywiadzie, aż do póki, redaktor nie zapytał co się stało po trzecim secie:
R:Po trzecim secie zeszliście ze spuszczonymi głowami, co się zmieniło, ze na czwarty wyszliście z             uśmiechami na twarzy, szczególnie ty?
M:Tak racja, atmosfera była napięta, zaczęło się psuć, popełnialiśmy własne błędy, ale musieliśmy się zmotywować, i powiedzieć że damy radę.
R:Rozmowa trenera, czy coś innego podniosło morale zespołu?
M:Rozmowa zawsze dużo daje, ale także dobre wiadomości.
R:Widziałem jak rozmawiałeś z Łukaszem Kadziewiczem i Weroniką Rosiniak, czy to oni przekazali ci dobre wiadomości?
M:Tak, szczególnie Weronika, powiedziała mi że moja dziewczyna Julka czuje się dobrze i nie może się doczekać aż przyjadę do domu.
R:W takim razie życzymy zdrowia i jeszcze raz gratulujemy wygranej.
M:Dzieki.’
Za pierwszym razem nie dotarło do mnie co powiedział, dopiero gdy oglądnęłam wywiad jeszcze raz zrozumiałam, że Michał o mnie nie zapomniał. Uśmiech nie schodził mi z twarzy, dzięki temu czułam się lepiej i szybko zasnęłam.
Na zajątrz obudził mnie sms od Michała:
‘ Przepraszam że nie napisałem wcześniej, wiem że są z tobą rodzice, wiec pomyślałem że może chcesz spędzić z nimi trochę czasu. Pewnie wiesz że wygraliśmy, ale nie to mnie tak raduje, najbardziej cieszę się że się obudziłaś <3 Nie martw się nie długo przyjadę. Kocham cię i nie mogę się doczekać jak cię zobaczę. Czekaj na mnie, i nigdzie się nie wybieraj! KOCHAM CIĘ!!! <3’
Dwa razy przeczytałam sms, i odpisałam mu:
‘ Rodzice są w domu, za to mnie obudziłeś, ale była to najprzyjemniejsza pobudka, no prawie, tez Cię kocham i nie mogę się doczekać, jak przyjedziesz. Tęsknie! <3’
Nie mogłam się powstrzymać i zaczęłam się śmiać, śmiać ze szczęścia. Po chwili dostałam kolejnego sms:
‘ To czekaj na mnie, nie wiem kiedy przyjadę, ale nie długo. Trzymaj dzisiaj kciuki! <3’
‘Będę i powodzenia, wygracie na pewno! <3’ Odpasałam i zabrałam się za przeglądanie Internetu. Nie było nic ciekawego wiec szybko go wyłączyłam i zasnęłam. Mimo ze spałam ponad miesiąc, to bardzo chciało mi się spać. Obudziła mnie wizyta lekarska.
- Dzień dobry pani Julio, jak się dzisiaj czujemy? – spytał lekarz, był to sympatyczny, korpulentny człowiek.
- Dobrze, coraz lepiej – powiedziałam zgodnie z prawdą. Byłam szczęśliwa.
- Mam dla pani dobrą wiadomość – zaczął – nie potrzebuje Pani przeszczepu serca. Jest to zbędne, Pani serce wyleczyło się samo. Jakimś cudem, zachowała pani komórki macierzyste, które obumierają zaraz po urodzeniu. Jest to nie spotykane, ale możliwe. Jeżeli wyniki będą dobre to najpóźniej za dwa dni panią wypiszemy do domu.
- Jakim cudem zachowałam komórki macierzyste, mam zamiar studiować medycynę, ale nigdy o czymś takim nie słyszałam – zdziwiłam się.
- Ma pani racje, ale widocznie to się może zdarzyć, jest pani wyjątkowa – powiedział. Porozmawialiśmy jeszcze chwile, o tym co mi wolno, a czego nie. Po czym wyszedł zostawiając mnie samą. Cały czas zastawiałam się jak to jest możliwe, ale po chwili przyszli rodzice i zajęłam się przyjemniejszymi rzeczami.
Jak obiecałam o wyznaczonej godzinie, odpaliłam laptop i włączyłam mecz. Ja, tata i mama po raz kolejny kibicowaliśmy naszym chłopakom. Po pierwszym secie strasznie się zdenerwowałam, miałam nadzieję że Weronika ma włączony telefon i wysłałam jej sms:
‘ Powiedz Miśkowi, ze go kocham i żeby brał się do roby, bo jak nie to mu wkopie <3’
‘ Widzę że ci już lepiej, powiem mu <3’ Odpisała po chwili. Jak obiecała tak zrobiła i chłopaki wzięli się do roboty, wygrali kolejne trzy sety i cały mecz 3-1. Była to ulga, a zarazem wielkie szczęście że potrafili wygrać. Niedługo po tym rodzice się pożegnali, ja szybko przeglądnęłam jeszcze pocztę i położyłam się spać. Miałam piękne sny.
Następnego dnia obudził mnie soczysty całus w policzek, od razu poznałam właściciela perfum.
- Witaj – powiedział Michał do mojego ucha. Nie odpowiedziałam tylko zarzuciłam mu ręce na szyję i zaczęłam całować, tego było mi trzeba. Po kilku minutach oderwaliśmy się od siebie, popatrzyłam mu głęboko w oczy, prawie zapomniałam jakie były hipnotyzujące.
- Witaj – odpowiedziałam – wyglądasz tragicznie.
- Zdarza się, ty też nie wyglądasz najlepiej – odpowiedział sarkastycznie, po czym się uśmiechnął.
- Ja leże w szpitalu, wiec normalnie że tak wyglądam, a ty co nie spałeś w nocy? Właściwie to co ty tu robisz? – zapytałam podciągając się na łóżku, byłam dalej cała obolała.
- Nie cieszysz się? – zrobił obrażoną minę – Przyleciałem pierwszym samolotem, mamy dwa dni wolnego.
- Aż dwa dni?
- Tylko, przydał by się tydzień, nie miesiąc – powiedział kładą głowę na moim brzuchu.
- Dla ciebie rok wolnego – zaśmiałam się – A Wera?
- Przyleciała tym samym, Łukasz też – powiedział bawiąc się moją ręką.
- Zadzwonisz po nią? – spytałam, głaskając Miska po głowie.
- Śpi, dajmy jej kilka godzin – powiedział podnosząc się – nie chcesz spędzić kilku godzin ze mną?
- Chce, ale po prostu chce z nią porozmawiać – uśmiechnęłam się nie pewnie.
- Po południu po nią zadzwonię, a na razie jesteś moja i nie waż się uciekać – powiedział zdecydowanym głosem.
- Nie mam zamiaru – zaczęliśmy się śmiać. Przez następne kilka godzi, rozmawialiśmy prawie o wszystkim, Winiar opowiedział mi jak jest w kadrze, z kim pracuje, jak ciężko było mu wyjechać i skupić na grze, często mu to nie wychodziło. Opowiedział mi o wielu bezsennych nocach, dziwnych a zarazem wspaniałych snach i o tym jak bardzo tęsknił. Dowiedziałam się również, ze złapali Mateusza tydzień po wypadku, ze oczekuje na rozprawę i ze mam być światkiem, tak jak Michał. I o tym że Mateusz pozwał Michała za to ze złamał mu nos. W miedzy czasie przyszedł lekarz z moimi wynikami, i powiedział że jutro mogę wracać do domu, z czego się oboje bardzo ucieszyliśmy. Nim się zorientowaliśmy się wybiła 16, Michał próbował się dodzwonić do Wery, ale ani ona, ani Łukasz nie odbierali telefonu, lekko wkurzony pojechał do domu. Na jakieś pół godziny zostałam sama, mogłam wszystko przemyśleć, ale najbardziej bałam się rozprawy i tego ze mam zeznawać. Nim się obejrzałam do sali zaglądnęła Weronika, szeroko się uśmiechając.
- Wera – zawołałam, szeroko rozkładając ramiona.
- Siemka – zapiszczała i podbiegła do mnie. Mocno ją przytuliłam, strasznie się za nią stęskniłam.
- Boże jak się za tobą stęskniłam – zapiaszczałam gdy się ode mnie oderwała. Michał stał w drzwiach.
- Jesteście stuknięte, obydwie – popatrzyłyśmy obydwie na niego.                 
-Choć tu powiedziałam, za kare – Misiek posłusznie podszedł do mnie, gestem kazałam się mu nachylić. Gdy nasze twarze dzieliły milimetry, dałam mu soczystego buziaka.
- Ale i tak mnie kochasz, prawda?
- Oczywiście – powiedział i mocno mnie przytulił.
- Zakochańce – skomentował Weronika. Michał popatrzył na nas i wyszedł na korytarz, dając nam trochę prywatności. Przez pierwsze kilka minut nic nie mówiłyśmy tylko śmiałyśmy się i piszczały.
- Opowiadaj, wszystko co się działo – zapytałam gdy w końcu się uspokoiłyśmy.
- Od początku? – spytała.
- Od samego początku – potwierdziłam. Weronika opowiedziała mi o wypadku, jak to wyglądało z jej strony, że musiała zachować zimną krew i udawać przed chłopakami że dobrze się trzyma. O tym jak codziennie przychodziła, jak Michałowi było trudno wyjechać, ale zrobił to bo obiecał mi że tak postąpi. Opowiedziała mi o tym jak poszła do klubu i się piła, jak przyjechał po nią Łukasz i zabrał do Spały, jak stała się fotografem, ale wszyscy myślą ze jest na praktykach i że jest cudownie. Przez kilka ładnych godzin siedziałyśmy i rozmawiałyśmy, o wszystkim, od koloru liści, po sprawy poważne. Ja opowiedziałam Werze, jak pogodziłam się z mamą i że świetnie się teraz dogadujemy. Koło godziny 20 Wera wróciła do domu, i obiecała że przyprowadzi jutro Łukasza i upiecze coś dobrego.
- Boże w końcu trochę spokoju – powiedziałam po wyjściu Wery.
- Ale chyba mnie nie masz jeszcze dość? – spytał Michał kładąc się koło mnie. Odwróciłam się do niego przodem i mocno przytuliłam.
- Ciebie nigdy – wyszeptałam w jego koszulę, delektując się zapachem perfum. Wcześniej zadzwoniłam jeszcze do rodziców żeby nie przyjeżdżali dzisiaj, bo będzie u mnie cały dzień Wera, co było prawdą, ale nie całą. Przecież nie muszą jeszcze wszystkiego wiedzieć. Nie wiem ile leżałam wtulona w Michała ale w końcu zmęczenie wzięło górę i zasnęłam wtulona w niego. Może nie było nam najwygodniej, ale o wiele wygodniej, niż gdybyśmy spali osobno.
Obudziłam się wcześnie rano, na zegarku obok łóżka była godzina 5.50, byłam wyspana, aż za bardzo. Coś się jednak nie zgadzało, było mi wygodnie, za wygodnie. Obróciłam się i zobaczyłam Michała z poduszką na głowie. Wyglądał komicznie. Szturchnęłam go lekko.
- Co się dzieje – spytałam siadając i przecierając oczy.
- Dzień dobry śpiąca królewno – powiedziałam śmiejąc się z jego wyglądu, włosy lekko już długawe stały we wszystkie strony, oczy zaspane jak u kota. Wyglądał zabawnie.
- Która godzina – zapytał wstając i rozciągając się.
- Dochodzi 6.
- Tak wcześnie? Myślałem że później – powiedział siadając na łóżku.
- Wcześnie? Ja chyba dalej pójdę spać – powiedziałam z przekąsem
- Ja tam się wyspałem – popatrzyłam na niego krzywo. Ja tez się nawet wyspałam, ale ostatnio mogłabym cały czas spać.
- Idź się ogarnij – rozkazałam mu.
- Po co? – przytargał palcami włosy – dobre są.
- Oczywiście – zaśmiałam się – ciekawe kiedy stad wyjdę.
- Nie wiem – powiedział wstając.
- Jeźdź do domu, przebierz się i coś zjedz, zaczekam.
- Muszę? – zrobił wielkie oczy.
- Musisz – dałam mu całusa i odprawiłam do domu.
Mając nadzieję na chwilę spokoju wyciągnęłam laptopa w zamiarze przeglądnięcia poczty. Niestety musiałam odłożyć go, gdyż przyszedł lekarz.
- Mam dla Pani dobrą nowinie – zaczął od razu na wstępie – może pani wracać do domu, wszystkie badania wyszły w normie i nie widzimy sensu trzymania pani dłużej.
- Naprawdę, mogę już iść? Teraz? – myślałam że będę skakać z radości.
- Za godzinę do półtorej, musimy napisać wypis i leki, ale tak dzisiaj i nie długo – powiedział wychodząc – Acha, jeszcze jedno, ma pani do kogo zadzwonić żeby przywieźli pani rzeczy?
- Tak mam, dziękuję – powiedziałam i szybko złapałam za telefon.
- Misiek, przywieź mi rzeczy, spodnie, buty i bluzkę – powiedziałam nie czekając aż się odezwie.
- Po co?
- Dowiesz się jak przyjdziesz – powiedziałam po czym się rozłączyłam. Mimo tego że wciąż byłam lekko obolała to zeskoczyłam z łóżka i zaczęłam się pakować, wszystko miałam spakowane, gdy wrócił Michał z rzeczami. Spojrzałam na niego, czyste i ułożone na bok włosy, świeża kremowa koszula i dżinsy sprawiły że wyglądał jeszcze przystojniej.
- Zapomniałam jaki z ciebie przystojniak – powiedziałam chichocząc.
- No widzisz. Wychodzisz? – spytał zdziwiony patrząc na moją spakowaną torbę. Pomachałam mu wypisem przed nosem.
-Tak, wychodzę i idę do domu.
- Odwiozę cię pod warunkiem że pojedziesz do mnie – zapytał niepewnie.
- Zgoda. Z wielką chęcią.



_______________________________________________________________________________
Witajcie!!! Jak obiecałam dodaje szybciej nowy rozdział, mam nadzieję ze złagodzi wasz ból po przegranych polaków :/ Ale nie martmy się jeszcze wszystko wygramy!!! :)