Odwiedziny

niedziela, 21 lipca 2013

XVI


Smutnych rozstań nie chce chyba nikt,
Serce płacze, słowa milkną,
Lecz tak musi być, jeszcze tylko jeden uścisk rąk,
I za chwile odejdziemy stąd...
Czy na jawie moim snem byłaś Ty?
Czy mi dane będzie jeszcze Cie ujrzeć?
Czy sie zejdą nasze drogi kto wie?
Na pamiątkę to mam smutny uśmiech Twój,
By nie zapomnieć Cię...


- Bardzo mi przykro ale jej stan nie jest dobry. Bądźmy obiektywni, ale nie przeżyje nocy – powiedział doktor.
- Jak to? Dlaczego? – nie to nie prawda, myli się, ona jest silna, wyjdzie z tego.
- Jej organizm jest wyniszczony chorobą i chemioterapią, organy nie funkcjonują prawidłowo. Musielibyśmy przeszczepić serce, wątrobę, płuca, nerki, wszystko zostało zniszczone i chorobą, która się zatrzymała, ale zdążyła zniszczyć wszystkie organy. A do tego chemioterapia – lekarz wydawał się nie wzruszony. Oni chyba byli bez serca. Powiedział to i bez słowa odszedł, szybko wszedłem do sali, Julka od razu popatrzyła na mnie.
- Stęskniłam się za tobą – szepnęła, gdy siadałem obok niej.
- I ja – chwyciłem ją za rękę, była zimna. – Zimno ci? – pokiwała głową, była bardzo słaba. Usiadłem obok niej na łóżku, szybko wtuliła się we mnie, była lodowata, zacząłem głaskać ja po plecach alby pobudzić krążenie.
- Lepiej?
- O wiele – powiedziała wtulona w moją koszulę, po chwili jej oddech stał się głęboki i równomierny. Zasnęła głębokim snem. Z czasem była coraz cieplejsza, życie z powrotem w nią wstępowało. Mijały godziny, a Jula spała głębokim snem. Nie mogłem zmrużyć oka, bałem sie że mogę ją stracić. Nad ranem około 4 oczy zaczęły mi ciążyć, ale uparcie walczyłem ze snem, lecz mimo mojego zaparcia, oczy same mi się zamknęły i zasnąłem trzymając w objęciach kobietę którą naprawdę kocham, całym sercem.
Gdy obudziłem sie wydawało mi się że to wszystko jest snem, Julka, moja miłość do niej, jej choroba, wydawało mi się że to wszystko się nie zdarzyło, ale w tedy ktoś pocałował mnie w policzek, momentalnie otworzyłem oczy. Przyglądała mi się Julka z uśmiechem na twarzy.
- W końcu udało mi się przyłapać  - powiedziała wtulając się w moją pierś. Nie mogłem uwierzyć, przeżyła noc  i była szczęśliwa.
- Co w ciebie wstąpiło? – spytałem siadając, popatrzyła na mnie smutnymi oczami – wczoraj nie miałaś siły mówić a dzisiaj jesteś w skowronkach.
- To źle? – zapytała prawie przez łzy? – Nie chcesz żebym żyła? Żebym wyzdrowiała? – zaczęła płakać. Szybko ją mocno przytuliłem, nie chciałam żeby cierpiała, jeszcze przeze mnie. Wystarczająco się nacierpiała.
- Wybacz, nie chciałem być nie miły, po prostu jestem zmęczony. – chwyciłem jej twarz aby na mnie popatrzyła – Nigdy nie skrzywdził bym Ciebie, zbyt mocno Cię kocham i jesteś najważniejszą osobą w moim życiu – popatrzyłem głęboko jej oczy, były tak kuszące, że nie mogłem powstrzymać się i wpiłem w jej wargi. Pragnąłem jej bliskości, jej dotyku i smaku jej ust, były tak kuszące ze nie mogłem się im oprzeć.
- Jesteś nienormalny – powiedziała wtulając się we mnie.
- Ja? No raczej nie – zaczęliśmy sie przekomarzać, często tak robiliśmy.
- No raczej tak głupku.
- Nie jestem głupkiem, idiotko – brakowało mi naszych rozmów, na żywo, nie przez szybę.
- Hahahahaha też cię kocham.
- Ja bardziej – nie dałem jej odpowiedzieć tylko zamknąłem jej usta pocałunkiem.

Po dwóch tygodniach Julka wyszła ze szpitala. Chciała jeszcze spędzić trochę czasu z rodzicami, ale nie chciała się ze mną znowu rozstawać.
- Ale wy macie problemy – powiedziała Daniela, gdy przyjechali po nią rodzice.
- Może – zaczął jej ojciec – niech zamieszkają z nami razem – Daniela od razu popatrzyła na niego morderczym wzrokiem.
- Weź mamo się zgódź – błagała ją Julka, podeszła do nie i mocno ją uścisnęła. Nie miała wyjścia, musiała sie zgodzić.
- Wygraliście, wszyscy przeciwko mnie, szczególnie ty – pokazała palcem na Jacka, ten tylko wzruszył ramionami i zasiadł za kierownicą. Szybko sie usadowiliśmy i ruszyliśmy stronę domu. Po 20 minutach drogi byliśmy przed domem. Duży jasny dom, taki o jakim zawsze marzyłem. Wchodząc do środka uważnie się rozglądałem, chciałam zapamiętać wystrój jako wzór dla naszego domu który kiedyś zbudujemy z Julką. Duży przedpokój z ogromnym lustrem i małym stoliczkiem był w pomalowany na kremowo z drewnianymi akcentami. Po prawej stronie była kuchnia z dużym bukowym stołem na 12 osób. Kuchnia była w kolorze ciemnego prawie czarnego drewna z pojedynczymi szafkami w kolorze beżu. Po lewej stronie przedpokoju był salon, z telewizorem na ścianą, kominkiem w rogu, dużą sofa, 4 fotelami i szklanym stolikiem. Wszystko było utrzymane w ciepłych kolorach. Schody prowadzące na górę były drewniane, ale na szczęście nie skrzypiały. Gdy wszedłem na piętro od razu zauważyłem na ścianie galerie rodzinną. Wisiały zdjęcia z czasów chyba młodości jej rodziców, patrząc na nie, mało się zmienili. Dwa zdjęcia rzuciły mi się w oczy, na obu mama Julki była w ciąży, ale na jednym wyglądała na licealistkę, a na drugim była o wiele starsza, na nim na pewno była w ciąży z Julą. Muszę o to ją zapytać. Idąc dalej oglądałem pokój za pokojem, łazienka cała w kafelkach ułożonych w kształtach fal morskich. Stojący prysznic w roku kusił, a wanna ułożony pod oknem aż prosiła się o długą kąpiel. Na końcu dotarłem do nie dużego pokoiku jak się okazało Juli, pokój jedyny nie pasował do całego wystroju domu. Ściany w kolorze niezapominajki z zielonymi liśćmi i trawą był bardzo przyjemny. Łóżko stojące pod oknem było zaścielone wzorzystą pościelą, biurko z komputerem stało obok łóżka, regały na książki świeciły pustkami, widać musiała zabrać wszystko ze sobą.
- Mój stary pokój, rodzice gdy robili remont zostawili go w spokoju – Jula stanęła za mną i mocno mnie objęła w pasie. Obróciłem się do niej przodem i przycisnąłem ją do swojej piersi. Do pokoju wparowała Daniela.
- No to możecie nic więcej – popatrzyła na nas – jak chcecie sexu to jak nas nie będzie, mamy pokój obok was – uśmiechnęła się i zamknęła drzwi. Oboje się zaśmialiśmy i położyli na łóżku.
- Bardzo kusząca ofertę przedstawiła twoja mama – Jula się zaśmiała – chyba z niej skorzystam.
- Jak ci pozwolę – odwróciła się na bok i ułożyła głowę obok mojej, oplatając swoje nogi wokół moich. – Małe to łóżko co?
- No na długość – pocałowałem ją w policzek – damy radę.
- Pojedziesz jutro po swoje rzeczy i trochę moich? – popatrzyłem na nią.
- A chcesz żebym tu jeszcze został?
- Żebyś był cały czas ze mną – pocałowałem ją namiętnie, szybko odpowiedziała tym samym. W tedy ktoś zapukał w drzwi do pokoju.
- Chodźcie na obiad – zawołał Jacek, z grymasem na twarzy zerwałem sie z łoża pociągając ją za sobą. Szybko zeszliśmy do stołu, Daniela nakryła i zaczęła nakładać na talerze. Nałożyła mi gałkę ziemniaków, kawałek mięsa, trochę sosu, łyżkę surówki z czerwonej kapusty i łyżkę z marchewki. Gdy tylko to Jula zauważyła zachichotała.
- Z czego tak chichotasz? – zapytała Daniela nakładając sobie obiad.
- Nie chcę nic mówić, ale nałożyłaś Michałowi trochę za mało – powiedziała, popatrzyłem na nią zły.
- Sam nie ma może powiedzieć? – zapytała naburmuszona.
- A ty byś się zapytała? – Julka zaczęła krzyczeć.
- Ciii – powiedziałem, ale pacnęła mnie w głowę.
- Nie uciszaj mnie – popatrzyła się na mnie ze złości – A ty – wskazała na swoja mamę – zachowuj się! Mamy gościa i to ważnego, dla mnie! – ostentacyjnie odsunęła krzesło i wyszła z jadalni głośno tuptając nogami.
- Wracaj tu! – zawołała Daniela – Ale juz! Nie będzie mi tu fanaberii urządzać! Jesteś na to za stara!
- Uspokój się – upomniał ja Jacek – zachowuj się.
- Nie zaczynaj – wstała od stołu – uważasz że powinnam pozwolić na takie zachowanie? Ile ona ma lat, zachowuje się jak dziecko.
- Ale to nie powód żebyś tak na nią naskakiwać – Jacek wydawał się aż nad spokojny.
- Nie wtrącaj się w nie swoje sprawy – krzyknęła.
- Nie moje? To przecież moje dziecko! – twarz Danieli stężała. Jacek zrobił przerażoną minę, rzucił serwetką i szybko wyszedł z domu głośno trzaskając drzwiami, wybiegła za nim. Nie mogłem uwierzyć ze to wszystko moja wina i że Julka nie jest jego córką. Siedziałem tak jeszcze przez chwilę, wciąż osłupiały. Nałożyłem na talerz więcej jedzenia i poszedłem do pokoju. Julka leżała przykryta po uszy, podszedłem do nie i mocno ją przytuliłem. Odwróciła się.
- Przyniosłem ci obiad – uśmiechnęła się.
- Jesteś kochany – pocałowałem ją. Szybko przejęła inicjatywę i po chwili sturlaliśmy się z łóżka, wylądowała na mnie.
- Co ty taka lekka – zapytałem zdziwiony, miała na sobie szeroki sweter i luźne spodnie przez co trudno było ocenić jej posturę.
- A jak myślisz?
- Trzeba cie utuczyć – powiedziałem żartobliwie. Zaczęła się śmiać. Podniosłem ją i bez problemu posadziłem na łóżku. Zjadła całą porcję jaką przyniosłem, nawet poprosiła o jeszcze. Do końca dnia siedzieliśmy w pokoju, albo leżąc i nic nie robiąc albo oglądając jakieś głupie programy. Chcieliśmy jeszcze pozażywać słońca, ale uparłem się na wspólny prysznic. Dzięki dużej kabinie bez problemu się tak zmieściliśmy. Do późna siedzieliśmy w ogrodzie zapatrzeni w gwiazdy, przegoniły nas dopiero krwiopijcze komary. Gdy położyliśmy się, ciasno opatuliliśmy sie kołdrą i wtuleni w siebie zasnęli.





Perspektywa Julki:

Obudziło mnie ćwierkanie ptaków, była za 5 szósta. Michał delikatnie podchrapywał do mojego ucha, o dziwo nie denerwowało mnie to, wręcz przeciwnie uspokajało. Poleżałam jeszcze chwilę i wstałam, mój wielki misiek nawet nie drgnął. Zeszłam na dół i usłyszałam ze rodzice krzątają się po kuchni, nie chciałam z nimi teraz rozmawiać, już miałam zawrócić, gdy do moich uszu doszły strzępy rozmowy:
- Ale zrozum że ona ma prawo wiedzieć – Jacek upierał się przy czymś.
- Co mam wejść do niej do pokoju i niby nigdy nic powiedzieć prawdę? – o co im chodziło?
- Jakoś trzeba, zresztą to twoja córka i ty jej się tłumacz – jak prawda? Podeszłam bliżej alby lepiej słyszeć.
- Obiecałeś że mi pomożesz! – mama rzuciła czymś – Obiecałeś!
- Wiem i dotrzymam – powiedział spokojnie tata, usłyszałam kroki, i cichy szloch – To w końcu czyja to córka? – moje oczy o mało nie wyszły z orbit. Chodzi im o mnie czy mają na myśli kolejne dziecko.
- Nie wiem, byłam pijana, to było tuż przed ślubem, straciłam panowanie nad sobą – mama cicho płakała - w reszcie drinku znaleźli tabletkę gwałtu, ale nie mogli dowieść czy ja to wypiłam, bo ona szybko z organizmu znika, a to było dwa dni po całym zajściu... – mama mówiła coraz niewyraźnej. O boże chodzi im o mnie? Nie to jakieś jaja.
- Mogłaś mi od razu powiedzieć – ojciec przerwał – a tak cieszyłem się że w końcu będę miał swoją własną rodzinę, dziecko i wspaniałą żonę. Czemu mi nie powiedziałaś?
- Bałam się...
- Czego? – podeszłam do drzwi i wyjrzałam zza nich, stali przytuleni do siebie, mama płakała.
- Ze mnie zostawisz – powiedziała cicho, ledwo to usłyszałam.
- Na tydzień przed ślubem? Myślałaś że cię znienawidzę? – tata popatrzył na Danielę – że cię przestanę kochać?
- Tak – powiedziała ze łzami w oczach. Moje zdenerwowanie sięgało zenitu, dalej nie wiedziałam o czym mówią.
- Julka musi się o tym dowiedzieć.
- Ty czy ja – zapytała Daniela.
- Ja może w końcu na mnie lepiej reaguje, a że nie jestem jej ojcem to może lepiej to przyjmie – gdy to powiedział zrobiło mi sie słabo, myślałam że zemdleje, szybko weszłam do kuchni.
- Jak mogłaś? – spytałam prawie wrzeszcząc. – Czemu ukrywaliście to tak długo? No mamo pochwal się kim jest mój ojciec!
- To nie tak jak myślisz... – zaczęła ale jej przerwałam.
- Pogodziłyśmy sie, znów ci zaufałam, myślałam że nigdy mnie już nie skrzywdzisz – wykrzyczałam jej to ze łzami w oczach, usłyszałam jak Michał leci po schodach – Tak bardzo stęskniłam się za tobą, za wami, a teraz to burzycie? – Michała stanął obok  mnie, nie wiedział o co chodzi, szybko na niego popatrzyłam i rozpłakałam się. Potykając i zaliczając ściany udałam się do swojego pokoju, który zamknęłam, tak jak i zamknęłam swoje serce, by już nigdy nikt go nie złamał.
I niech tak pozostanie, będę szczęśliwsza bez nich wszystkich, pójdę na studia, znajdę pracę, i ułożę sobie życie, z dala o nich wszystkich. Nawet Michała – miłości mojego życia...




___________________________________________________________
No to jestem... Nie wiem co powiedzieć, komentarze pozostawiam wam... Sie ma!

poniedziałek, 8 lipca 2013

XV

Czytanie tego rozdziału powinniście zacząć od słuchania tej piosenki, chyba idealnie pasuje do rozdziału :)









Z pamiętnika Juli Kowalskiej:

Pojawiłes sie z nikad, nagle, bez ostrzezenia. Dzien w którym wpadłes na mnie w galerii, przeszyłes swoimi hipnotyzujacymi niebieskimi oczami, zapamietam do konca zycia. Mam nadzieje ze pewnego dnia przeczytasz to i zrozumiesz jaki byłes dla mnie wazny.
Byłes nie znajomym, który wtargnał w moje zycie, nawet nie zapukałeś, tylko bez pytania otworzyłes drzwi i rozsiadłes sie w moim sercu. A ja, przywitałam cię z usmiechem, dla ciebie otworzyłam sie. Twój usmiech sprawiał za każdym razem, że serce biło swoim dzikim rytmem. Dotyk pozostawiał trwałe blizny, dzieki którym przypominałam sobie jak bardzo cie potrzebuje, jak bardzo cie pragne. Ale to smak twoich ust, wypełniał mnie po brzegi, czułam w tedy że moge odfrunac, moge zrobić wszystko. I zrobiłam, pokochałam kogos mocniej niz wszystkich dotychczas, w reszcie poczułam co to miłosc, prawdziwa i czysta.

Wszystkie dni jakie spedziliśmy razem, były magiczne, jedyne. Mimo ze nie znamy się dlugo, spędziliśmy ze soba tylko krotkie chwile, to wiem, ze gdybym mogla wybrac, zawsze wybrala bym ciebie. Byłes swiatełem w moim szarym zyciu, to ty je pokolorowałeś, srawiles ze gdy rano się budzilam, robilam to z usmiechem, z miłością. Widziec ciebie budzącym się było dla mnie mazeniem. Ty widziałes jak się budzila, ja niestety nie doświadczyłam tego zaszczytu, ale widok na pewno byłby… wspanialy, zapierajcy dech w piersiach.
Mimo ze nie  wierzyłam w instytucje małrzenstwa to gdybys spytal mnie o reke bez wachania odpowiedziałabym – TAK. Bo byłes i zawsze będziesz miłością mojego zycia, do konca moich dni pozostaniesz w moim sercu, umysle, w każdej komórce mojego ciała. Która będzie wolac po ciebie, będzie cie pragnac…

My, nasza wspolna noc, wszystko co się w tedy wydarzyło, było czyms pieknym, jedynym i nie powtarzalnym. Bałam się tego, co po tym nastapi, ale w tedy zrozumiałam czym dla ciebie jestem. Jak wazna byłam, przez te kilka godzin poznałam odpowiedzi na wiele nurtujących mnie pytan. Myliłam sie, pokochałes mnie od samego poczatku, i kochales do konca.
Byłes najpiekniejsza zecza jaka przytrafiła mi sie przez moje 19 lat zycia, krotkiego, ale burzliwego. Sprawiłes ze choc na chwile wuszło nade mna slonce, które do konca nie zgasło. Swiatło twojej miłosci, naszej miłosci…







‘Drogi Michale’

Nie wiem, co moge ci powiedziec, co moge powiedziec, by zlagodzic twoj bol. Nic nie ma takich slow,, czy gestow. Przez nasza znajomosc, probowalam ci pokazac jak bardzo cie kocham i jak drogi mi jestes. Probowalam pokazac ci czym dla mnie sie stales, kim byles. Ale wynik moich staran, tylko ty mozesz ocenic, czy mi wyszlo czy nie. Pranelam dac ci cos wiecej, cos znacznie wiecej, chcialam dac ci rodzine. Nie udalo sie, i nigdy nie uda. Chciałam bys miało do czego rwcac po ciezkim treningu, po zacietym spotkaniu, zyby zaraz po przyjsciu wital cie twoj syn, albo corka, a moze to i to? Bys siadajac do obiadu mogł przytulic, mnie i swoje pociechy, zapominajac o wyniku, o goryczy porazki. Marzyłam bysmy w zimowe wieczory siadali na dywanie kolo kominka i wspominali. A gdy na wiosne przyroda sie obudzi, bysmy szli na dlugi spacer i podziwiali to co jest na ziemi najpiekniejsze – zycie. Moim marzeniem było isc z toba na mecz, dac ci buziaka na szczescie i spiewac z calych sil ‘Mazurka Dabrowskiego’ a po wygranym spotkaniu pobiec do ciebie i z calych sil uscisnac cie i pogratuloawac wspanialego meczu w ktorym zostaniesz MVP. Pragnełam ogladac jak wygrywasz złoto Olimpijskie, jak rozwijasz sie, i jak twoja forma sprawia ze na boisku czujesz sie jak ptak. Zycze ci tego nadal, bo wiem, ze bedziesz dalej spelnial swoje marzenia, ze nie poddasz sie gdy przyjdzie chwila  slabosci, i gdy obierzesz sobie jakis cel, to dojdziesz do niego, mimo wielu kontuzji i porazek.
To moja prosba, ale chce zybycs zyl, zyl dalej. Znajdz sobie kogos kto pomoze ci i stworzy z toba rodzine, kogo pokachasz,, nawet bardziej ode mnie. Nie pogniewam sie,, bede nawe jeszcze bardzie szczesliwa widzac cie z kims kogo kochasz. I pamietaj, zawsze bede czuwac nad toba, a pilka ktora zaserwujesz nigdy nie chybi, bede ja niesc.
Na zawsze w towim sercu o kolorze bialo-czerwonym
Julia

... 


Schowałem list z powrotem do pamiętnika, staranie go zamykając. Mimo wielkiego pragnienia uronienia choć jednej łzy, nie potrafiłem. Wszystko kłębiło się już we mnie, patrzenie jak jej zmasakrowane chorobą ciało osuwa się bezwładne na podłogę, przerosło nie. Teraz siedziałem sztywny w poczekalni na korytarzu, modląc się. Co będzie jeżeli naprawdę ją strącę? Co ja zrobię? Po co miałbym żyć? Marzyła o tym samym co ja, o rodzinie, rodzinie właśnie z nią. Ona była mi przeznaczona, od tego pierwszego spotkania w galerii. To dlaczego teraz los mi ją zabiera? Wyjąłem z kieszeni nasze wspólne zdjęcie, jedyne. Patrząc na nią, wydała mi się obca, to była inna Julka, nie ta która jeszcze godzinę temu rozmawiała ze mną. Ta Julka była pełna życia, miłości, miłości do mnie, do życia. Jak mam iść na jej pogrzeb, stać tam i patrzeć, jak ciało które było dla mnie wszystkim jest zakopywane w ziemi? Jak jej dusza na zawsze puściła to życie i odeszła nie wiadomo gdzie...
Bezsilność, to teraz czułem, co mogłem zrobić, jedynie modlić sie do nie znanego Boga, do być może będących gdzieś aniołów. A co jeżeli modlę się do pustki? Kto ją mi teraz zwróci?

Drzwi do sali otworzyły się, wyszedł z niej lekarz.
- Bardzo mi przykro ale...






______________________________________________________________________________
Zbliżamy się wielkimi krokami do końca, nie zostało dużo, tylko kilka rozdziałów :( smutno mi że będę musiała skończyć tego bloga, no ale jak długo można? Być może założę nowego bloga, trochę odmiennego od tego, ale na pewno o siatkówce, może cos związanego z moim ukochanym klubem - SKRĄ, jak myślicie, dobry pomysł?

sobota, 6 lipca 2013

XIV


Bóg widzi,
Czas ucieka,
Śmierć goni,
Wieczność czeka…

Następnego dnia wstałam wcześnie, w ogóle nie mogłam spać, cały czas myślałam o co może chodzić lekarce. Wiedziałam że nasi grali w Łodzi, i że dzisiaj tez będą tam grać, tym bardziej bałam się że Michał może przyjechać. Wczoraj powiedziałam mamie żeby nic nikomu nie mówiła, i nie odbierała od nich telefonów, sama wysłałam miśkowi sms żeby nie dzwonił, że sama zadzwonię. Nie wiedziałabym co mu powiedzieć, bałam się jego reakcji. Co by powiedział? Że nieszczęścia za mną chodzą? Że je przyciągam? Miał by racje, zawsze musiałam sobie coś zrobić, doznać jakiegoś urazu, ale nie tego się bałam, bałam się że mnie zostawi, że zacznę mu ciążyć. To sprawiało ze panikowałam. Przed 11 wyjechałam z domu, mama zostawiła mi swój samochód żebym spokojnie dojechała. Zaparkowałam na szpitalnym parkingu i poszłam do recepcji, miła starsza pani wskazała mi drogę, udałam się więc na drugie piętro. Przed pokojem usiadłam na stołeczkach i czekałam na wezwanie. Po chwili z gabinety pani doktor wyszli dwaj policjanci prowadząc więźnia, przechodząc obok mnie popatrzył się na mnie dzikim wzrokiem i oblizał, od razu został popchnięty przed funkcjonariuszy. Zdziwiło mnie to bardzo, przecież się nie znaliśmy.  Po chwili wyszła pani doktor i wyczytała moje nazwisko, weszłam za nią do gabinetu.
- Proszę od razu do rzeczy – powiedziałam siadając na krześle.
- Dobrze, mam pani wyniki jeszcze ze szpitala, zostały wysłane do mnie, na konsultacje. Z badań wynika że prawdopodobnie ma pani nowotwór – powiedziała patrząc na mnie.
- Co ja?? To jakieś żarty, jestem zdrowa, czuję się dobrze i mam całe życie przed sobą! – krzyknęłam.
- Pani Julio proszę się uspokoić, to jeszcze nic pewnego, musimy zrobić specjalistyczne badania w tym kierunku.
- Czyli jakie? – spytałam, chciałam mieć to już za sobą.
- Przede wszystkim pobrać krew, potem sprawdzimy co z tego wyjdzie – powiedziała wypisując coś na kartce. – To skierowanie na pobranie krwi, proszę iść do pielęgniarek, one powiedzą pani co dalej – podała mi jakąś karteczkę. Poszłam do pielęgniarek, szybko i prawie bez boleśnie pobrały mi krew i dały coś na uspokojenie, bo cała się trzęsłam, ręce miałam zimne i wypieki na policzkach. Miałam pół godziny więc poszłam do bufetu i zamówiłam sobie gorącą czekoladę na wzmocnienie i dużą porcję frytek. Punktualnie stawiłam się pod gabinetem lekarki.
- Mam pani wyniki, i nie jest dobrze – powiedziała zamykając za mną drzwi. – Potwierdziło się najgorsze, ma pani nowotwór – popatrzyłam na nią szeroko otwartymi oczami, nagle jakby czas się zatrzymał, zaczęły mi się ręce trząść i było mi słabo. – I to prawdopodobnie rozsiany.
- Jaki? – zapytałam, z tych nerwów nic nie rozumiałam. Rozsiany? Ona sobie chyba jaja robiła.
- Rozsiany – zaczęła – to rodzaj…
- Nowotwór który atakuje kilka narządów na raz, wiem co to znaczy – przerwałam jej. Boże, tego nie da się wyciąć, trzeba przeprowadzić chemioterapie, mało kto z tego wychodzi. Chciałam żyć, miałam po co, dla kogo. Co ja zrobię jak zostanę z tym sama, bo na pewno tak się stanie. Michał i Weronika odwrócą się, kto by chciał zadawać z osobą nad która wisi kat? Z rozważań wyrwał mnie głos lekarki.
- Proszę pani, wszystko w porządku? – zapytała patrząc na mnie uważnie.
- Tak, zamyśliłam się, co teraz? – spytałam, ciekawe co będzie dalej ze mną. Co mnie czeka.
- Skieruje panią do szpitala specjalistycznego i oni rozpoczną leczenie – powiedziała coś pisząc.
- Kiedy mam się tam stawić– chciałam jak najszybciej  stąd  wyjść, czułam że tracę panowanie nad sobą.
- Najlepiej jak najszybciej, skierowanie jest ważne miesiąc, choć w ty wypadku im szybciej tym lepiej.
- A moje studia? W październiku idę na studnia, musze na nie iść – musiałam, były dla mnie jedyną nadzieją na normalne w miarę życie, nie zrezygnowała bym z nich, nie teraz.
- Jeżeli nie skończy pani leczenia do tego czasu, może pani zanieść na uczelnie papiery i przychodzić tylko na zaliczenia, bo nie wskazane będzie żeby pani siedziała kilka godzin na wykładach, albo odpuścić i spróbować za rok – powiedziała patrząc mi głęboko w oczy. Popatrzyłam na swoje ręce, całe mi się trzęsły, a do oczy zaczynały napływać łzy.
- Jak dożyję – powiedziałam sarkastycznie, lekarka popatrzyła na mnie smutnym wzrokiem,
- Trzeba być dobrej myśli – wytłumaczyła mi całe skierowanie i dała całą kartę z która miałam stawić się na oddziale. Najszybciej jak mogłam wyszłam ze szpitala, zamiast iść do auta, poszukałam wolnej ławki, gdy tylko usiadłam zaczęłam płakać. Moja samotność przerwała starsza kobieta.
- Co taka ładna i młoda dziewczyna robi sama i płacze? – spytała siadając obok mnie, nie miałam ochoty na rozmowę z nią.
- Mam problem, poradzę sobie – powiedziałam, odwracając się do niej tyłem.
- Czego się boisz? Odrzucenia?
- Skąd pani wie? – odwróciłam się do niej przodem.
- Ach, wiem, bo sama to przechodziłam – uśmiechnęła się do mnie – ale czemu miała byś być odrzucona?
- Jestem chora, wykryli u mnie raka, a kto będzie chciał się mną zajmować kiedy będę przechodzić chemioterapie? Nawet nie wiem, czy to przeżyje – sama nie wiem, czemu jej to powiedziałam.
- To dlatego płaczesz? Nie ma czego się bać – popatrzyłam na nią dziwnie, miałam coś powiedzieć, ale kontynuowała – jestem po trzech chemioterapiach, miałam guza mózgu, potem dostałam przeżuty na wątrobę i nerki. Da się to przeżyć, wystarczy walczyć, połowę wyleczy lekarstwo a drugą połowę ty – pokazał palcem na moje serce.
- To ty jesteś dla samej siebie lekarstwem, uwierz ze wygrasz, a wygrasz. Tak samo jest w sporcie, jeżeli wyjdziesz ze spuszczoną głowa, będzie trudniej wygrać, a łatwiej przegrać – chwyciła mnie za podbródek i lekko go podniosła – ale jeżeli wyjdziesz z podniesiona głową i z wiarą to jesteś dwa kroki przed wszystkimi, jesteś bliżej mety. Wyjdź jak zwycięzca, a ustąpią ci drogi – popatrzyłam na nią, szybko ją uścisnęłam i podziękowałam. Pobiegłam szybko do samochodu i pojechałam do domu.

Dwa dni później leżałam na oddziale i szykowałam się do chemioterapii, mama obiecała że wpadnie po pracy, a tata ze przywiezie mi moje ulubione książki. Nim się zorientowałam zasnęłam i przespałam całą kroplówkę z chemia. Dostawałam tzw. czerwoną, byłą to najmocniejsza, lekarze chcieli mieć pewność że wszystko zabije. Michał i Weronika dzwonili kiedy tylko mogli, gdy leżałam i czekałam na kolejną dawkę, która miałam raz w tygodniu, gadałam z nimi przez skype, gg, czy przez telefon. Wysyłali mi zdjęcia z treningów, meczy czy czasu wolnego. Myliłam się co do nich, nie zostawili mnie, dzięki ich wsparciu walczyłam, choć nie było łatwo. Gdy tylko mogłam oglądałam mecze i kibicowałam naszym, ale byłam coraz słabsza. Mimo że nasi wygrywali praktycznie każdy mecz, nie wyszli jednak z grupy, wyprzedziła ich Serbia i Czarnogóra, ponieważ mieli lepszy bilans małych punktów. Wiedziałam co to dla nich oznacza, byli załamani i smutni. Ale jednak cieszyłam się że przyjadą na kilka dni do domu. Dwa dni po ostatnim meczu zadzwonił Michał i powiedział ze wraca do domu i że będzie jutro, ucieszyłam się bardzo. Nazajutrz obudził mnie właśnie on.
- Wstajemy – powiedział całując mnie w policzek, uśmiechnęłam się.
- Co tak wcześnie – zapytałam przecierając oczy.
- Wcześnie? Jest po 10, siedzę tu już ponad godzinę z tobą – powiedział wstając i podnosząc mnie. Położył się i posadził mnie sobie na kolanach, ułożyłam się na jego piersi i mocno przytuliłam, wciąż chciało mi się spać, była strasznie słaba.
- Po co ci chusta na włosy? – zapytał próbując mi ją zdjąć. Szybko chwyciłam jego rękę i odepchnęłam, nie chciałam żeby widział mnie bez włosów. Ponad tydzień temu zaczęły mi wypadać, poprosiłam więc mamę żeby mi wszystkie zgoliła, niemiałam już żadnych włosów, nigdzie.
- Zostaw – powiedziałam siadając, Michał także się podniósł.
- Czemu? Co się stało? – popatrzył na mnie, chwycił moją rękę i zaczął ją oglądać – gdzie masz włosy, co się stało.
- Nic, wypadły mi – powiedziałam naciągając rękawy, było mi zimno. Michał zauważył to i mnie przytulił, położył mnie i szczelnie opatulił nas kołdrą. Zaczął cicho opowiadać o tym jak szło im w lidze, jego głos był dla mnie kołysanką, szybko zasnęłam kamiennym snem. Obudził mnie dopiero ostry ból nóg. Poruszyłam się, Winiar od razu zaczął mnie głaskać po plecach. Otworzyłam oczy.
- Boli – powiedziałam wtulona w jego klatkę piersiową.
- Co cie  boli? – spytał mocno mnie tuląc.
- Nogi – zaczęłam się wiercić, ból był coraz mocniejszy, nie ustawał, choć bym nie wiem co robiła. Michał wyplątał się i położył się w nogach łóżka, chwycił moje stopy i zaczął masować. Po chwili ból odpuścił i mogłam powrotem zasnąć. Gdy znowu się obudziłam na stoliku leżał obiad, a Winiar spał w moich nogach. Poruszyłam lekko nimi, od razu się obudził.
- Długo tak spałeś? – spytałam zabierając się za posiłek, byłam strasznie głodna.
- Nie, chyba nie – przeciągnął się i usiadł obok mnie – była twoja mama.
- I co powiedziała jak cię tu zastała? – spytałam denerwując się jak zareagowała na nasz związek, o ile coś wiedziała.
- Była rano, jak spaliśmy razem – powiedział całując mnie w policzek – uśmiechnęła się i powiedziała ze mam się tobą opiekować i o ciebie dbać, potem wyszła – ulżyło mi, bałam się że zrobi jakąś aferę, jak miała to w zwyczaju, gdy byłam młodsza. Resztę posiłku zjedliśmy w milczeniu, Michał cały czas mi się przyglądał.
- Na co się tak patrzysz? – spytałam przebierając się.
- Czemu od razu nie powiedziałaś mi że jesteś chora? Tylko dowiaduję się o tym po fakcie, jak leżałaś już w szpitalu? – mówiąc to przewiercał mnie swoim wzrokiem.
- Co miałam powiedzieć? Zadzwonić do ciebie od razu i powiedzieć, hej spoko u mnie, jestem w szpitalu mam raka? – odwróciłam się do niego przodem – tak miałam zrobić? Powiedzieć ci jak gdyby nigdy nic?
- Obojętnie, ale chyba zasługuję na to żeby wiedzieć?
- Myślisz ze to takie fajne, powiedzieć ze jesteś chory? Że możesz tego nie przeżyć? – powiedziałam oburzona.
- Nie przeżyć? – spytał trzęsącym się głosem.
- Tak, jeżeli nie wiesz co to nowotwór rozsiany, to cię uświadomię – popatrzyłam w jego smutne oczy – nie atakuje on jednego narządu, tylko kilka naraz, nie da się tego wyciąć, możesz liczyć jedynie na to ze chemia wszystko zabije.
- Czemu… Czemu nie powiedziałaś, gdybym wiedział…
- Gdybyś wiedział to co byś zrobił? Hm? Nic, nie dasz rady mi pomóc, co będziesz trzymał mnie wiecznie za rękę? – spytałam kpiąc z niego.
- To nie jest śmieszne – popatrzył na mnie pełen dezaprobaty – choćby nawet, to co? Nie mogę? Jeżeli trzeba by było to będę trzymać cię na rękach. – powiedział i mocno mnie przytulił. Siedzieliśmy tak do wieczora.
W sumie dostałam już 4 dawki z 6 planowanych chemii, walczyłam, ale byłam już strasznie słaba. Żeby przyjąć następną dawkę, dostawałam hormony, ale one zamiast mnie wzmocnić osłabiały. Byłam coraz chudsza i coraz słabsza, mino że jadłam za dwóch. Z dnia na dzień, a raczej z godziny na godzinę, było coraz gorzej. Zostałam przeniesiona na izolatkę, nikt nie mógł mnie odwiedzać, gdybym złapała jakąś bakterię, mój organizm mógłby tego nie wytrzymać. Nie chciałam przerywać chemioterapii, zostały mi tylko dwie dawki, choć wszyscy mówili żebym dała sobie spokój. Najważniejsze było to że wyniki wykluczały już obecność nowotworu, a mimo to chciałam na wszelki wypadek skończyć leczenie. Dzięki przebywaniu w izolatce, miałam czas na rozmyślania, znów zabrałam się za pisanie pamiętnika. Opisałam tam wszystko, od dnia w którym poznałam Michała, w galerii. Zapisałam swoje uczucia, myśli, wszystkie sny, jakie miałam o nim, i o nas. Napisałam w nim także list zaadresowany do niego, miałam nadzieję że w razie mojej śmierci znajdzie go i postąpi tak jak go prosiłam w liście. Bałam się go zostawiać, bałam się umierać, no ale cóż, co mogłam zrobić? Pozostawała mi tylko już modlitwa…


Po ostatniej dawce, czułam się jeszcze gorzej. Zmobilizowałam się jednak i podeszłam do okna, przez które mogliśmy się widywać. Na szczęście mogliśmy także rozmawiać.
- Hej, jak się czujesz? – spytał ze łzami w oczach.
- Nie wiem – powiedziałam, byłam już tak słaba że nie czułam bólu, było mi już wszystko obojętne.
- Jula bierz się do roboty i wychodź stąd – powiedział lekko się uśmiechając – tęsknie za tobą, chce cię wreszcie przytulić.
- Tylko to? Myślałam że powiesz coś jeszcze – mimo zmęczenia, zaczęłam dowcipkować.
- Nawet nie wiesz jak bardzo cię pragnę, teraz i tu – powiedział przykładając głowę do szyby. I ja go pragnęłam. Od razu przypomniałam sobie na pierwszy wspólny sex, o czymś taki zawsze marzyłam, szkoda że się skończy.
- Michał ja też pragnę cię, kocham cię całym sercem, ono zawsze będzie już należeć do Ciebie, i tylko Ciebie. Nic nas już nie rozłączy, nikt… - chciałam coś jeszcze powiedzieć, ale zatkało mnie, straciłam panowanie nad moim ciałem, nie wiedziałam co się dzieje. Poczułam ze osuwam się na podłogę, czyjś krzyk, pewnie Michała, przez chwilę bolało, ale potem nie było już nic… ciemność i spokój…

Żyć chciałam,
Bóg zawołał,
Iść musiałam...







__________________________________________________________________________
Witajcie znowu :) mam dla was kolejny rozdział :) mam nadzieje że spodoba wam się tak jak poprzednie, i mam nadzieję że nie spartoczyłam tego blogu i z miłą chęcią go czytaliście. Pochwalcie mi się swoimi opiniami :)