Odwiedziny

niedziela, 4 sierpnia 2013

XVII


Do you know where your heart is?
Do you think you can find it?
Or did you trade it for something
Somewhere better just to have it?
Do you know where your love is?
Do you think that you lost it?
You felt it so strong, but
Nothing's turned out how you wanted


Zaczęłam się szybko pakować, zabrałam wszystkie moje rzeczy, nawet swoją ulubioną poduszkę. Po godzinie wyszłam Michał próbował mnie zatrzymać ale była stanowcza.
- Wiedziałeś? – spytałam gdy ubierałam buty.
- Tak, ale...
- Żadnego ale, i żadnego my! – krzyknęłam i wyszłam z domu, szłam szybko, gdy dotarłam do przystanku wsiadłam w pierwszy lepszy autobus i pojechałam na dworzec. Nie chciałam opuszczać miasta bez pożegnania, wiec dałam walizki do przechowalni i poszłam jeszcze na miasto. Tak bardzo kochałam to miasto że trudno mi było go zostawić, robiłam zdjęcia do póki nie wyładował mi się aparat. Niechętnie wracając, myślałam że nie prędko do niego wrócę, może nawet nigdy. O 3 nad ranem wsiadłam w pierwszy pociąg i po ponad 3 godzinach jady byłam w Bełchatowie. Żaden autobus jeszcze nie jeździł i do domu poszłam na nogach. Po godzinnym spacerze byłam pod swoich mieszkaniem, stęskniłam się za nim. Wszystko było na miejscu pod grubą warstwą kurzu. Nie mając co robić wzięłam się za sprzątanie, po 2 godzinach mieszkanie lśniło a ja opadłam na kanapę, zamówiłam pizzę i włączyłam TV. Po sprawdzeniu poczty okazało się że dostałam wiadomość od obu uczelni. Sama musiałam podjąć decyzję, i zdecydowałam się na Łódź. Nie wiem czemu, jakby mną coś kierowało. Zadzwoniłam do Łodzi i potwierdziła że chcę tam iść. W ciągu kilku dni miała dostać potwierdzenie przyjęcia, i wszelkie wymagania wraz z przydziałem akademiku. Nie musiałam przynajmniej płacić za mieszkanie.
Kolejne dni spędziłam na wyczekiwaniu listu i rozmyślaniu, chodziłam często po mieście i na halę, chciałam się pożegnać. Weronika z Łukaszem pojechali na wakacje do ciepłych krajów, dzięki temu nie wiedzieli co się dzieje, pewnie zaraz po powrocie będą do mnie wydzwaniać. Po tygodniu dostałam list w którym była lista potrzebnych książek i regulamin, a także że do akademika można już się wprowadzać. Szybko się spakowałam i już następnego dnia stałam po Łódzkim uniwersytetem. Był ogromny i bardzo nowoczesny. Cieszyłam się że to właśnie miasto wybrałam. Szybko zameldowałam się w akademiku i poszłam rozpakować. Były tylko dwa łóżka, a że był pusty to wybrałam to pod ścianą. Kilka dni później okazało się że będę mieszkać sama, ucieszyłam się na tę nowinę, przynajmniej nie będę musiała nikomu opowiadać o sobie. Została mi jeszcze jedna rzecz do zrobienie, a mianowicie znalezienie jakiejś pracy. Zaczęłam zwiedzać miasto zwracając uwagę na ogłoszenia pracy. Po kilku dniach zdecydowałam że złoże swoje CV do pobliskiego supermarketu, był blisko i miałam nadzieję że będę mogła pracować popołudniami i weekendami. Dyrektor okazał się przyjemnym młodym człowiekiem, który dobrze rozumiał moje wymagania godzinami pracy. Po krótkiej ale dogłębnej rozmowie, zostałam przyjęta (bardzo się ucieszyłam, dzięki temu nie musiałam już martwić się czy dam sobie radę poprzez samo tłumaczenie). Krzysztofowi, bo tak miałam na imię mój nowy szef, opowiedziałam też że tłumaczę różne teksty, na angielski, hiszpański, niemiecki i włoski, a także że na studiach wybrałam francuski, aby poszerzyć swoje znajomości językowe. Na razie do póki rok szkolny się nie zacznie, pracowałam na cały etat a nawet więcej, szłam na 6 do pracy i wracałam po 20, market był otwarty do 22, a w weekendy od 8 do 20. Mimo że byłam zmęczona dźwiganiem, chodzeniem i zapamiętywaniem wszystkiego to gdy wracałam do akademika była zadowolona. Dzięki 12 godzinnej pracy zapominała o wszystkim, co sie ostatnio zdarzyło...
Z nadejściem października rozpoczął się rok szkolny. Godziny zajęć nie były najgorsze, ale i tak do pracy mogłam chodzić dopiero na 15, a weekendy zostały na szczęści tak samo  8 do 20. Dzieki temu moja pensja nie zmniejszyła się zbytnio. Mijały dni, chodziłam na zajęcia, godziłam naukę z pracą i poprzez zapełniony grafik nie miałam czasu na rozmyślanie. Najgorsze za to były noce, wolne godziny gdzie jak się niestety okazało mój mózg pracował na najwyższych obrotach. Zdarzały się noce gdzie w ogóle nie mogłam spać, płakałam i użalałam się nad sobą. W tedy siadałam do książek i uczyłam się materiału z wyprzedzeniem. Z nikim nie zawiązałam głębszych stosunków,  wszystko sprowadzało się do ‘cześć’, ‘co było na zadanie’, ‘z czego jest zaliczenie’ i ‘jak mija dzień’. Wystarczyło żeby wszyscy na roku zobaczyli jaki ze mnie dziwak. Gdy była impreza, szłam się upić i kładłam sie do łóżka.
Mijały tygodnia, w pracy byłam chwalona za szybką i solidną pracę, w szkole nauczyciele dziwili się że mimo pracy mam takie dobre stopnie. Wszystkim powtarzałam to samo – ‘mam dobrą motywację’. Po nie kąd była to prawda. Znów zaczęłam pisać pamiętnik, opisywałam w nim wszystko, jemu tylko mogłam zaufać, on jeden nie wyjawi moich tajemnic. Gdy Krzysiek dowiedział się że nie długo mam zaliczenie semestru, błagał mnie żebym wzięła sobie wolne, ale nie chciałam. Próbowałam udowodnić wszystkim ze potrafię, choć tak naprawdę sobie, nikogo więcej to nie obchodziło. Zostałam sama...
Gdy zaczęły się mecze nie potrafiłam ich oglądać, ani reprezentacji, ani klubowych, śledziłam jedynie wyniki. Mimo miłości do tego jakże pięknego sportu, oglądanie go przepełniało mnie bólem. Miłość przemieniła się w gorycz, a gorycz w palący ból. Gdy zaczęły się rozgrywki akademickie w siatkówce, kilka osób nakłaniało mnie do tego, ale nie potrafiłam, mówiłam że nie potrafię grać i mnie to nie interesuje. Ale wszystko przypominało mi o Michale, o mojej miłości do Niego. Po tylu tygodniach, dniach, wciąż nie potrafiłam zapomnieć co do niego czuje, bo wciąż kocham go tą samą miłością, którą pokochałam go pierwszego dnia. Pokochałam jego oczy, które za każdym razem hipnotyzowały mnie tą samą siłą, każdy kawałek jego ciała, wszystko, kochałam go i  mimo tego co się stało wciąż nie mogłam o nim zapomnieć. Moje serce wciąż do niego należało.
Szybko wszystko zaliczyłam i zyskałam kilka dni wolnego. Spakowałam trochę rzeczy i pojechałam w góry.  Trochę świeżego powietrza dobrze mi zrobi. Po ponad 5 godzinach jazdy pociągiem i dojechałam do jednego z najpiękniejszych miast Polski – Zakopanego. Nie mogłam nacieszyć się widokiem starego dworca, miał w sobie tajemniczy urok. Przez kilka godzin chodziła po jedynych takich ulicach, w końcu dotarłam do jednego z hoteli i wynajęłam sobie pokój, trochę komfortu mi się należało. Następnego dnia wstałam po 4 i od razu wyszłam na puste ulice. Ranne chłodne powietrze od razu  mnie obudziło, było lepsze niż kawa. Założyłam plecak z jedzeniem i dużą ilością wody, a także kijki, kurtkę i kilka jeszcze potrzebnych gratów i ruszyłam w trasę. Moim celem był Giewont, od story Kasprowego Wierchu. Nie czekając na busa, które nawet jeszcze nie jeździły, na piechotę doszłam pod kolejkę, robiąc kilka zdjęć ruszyłam na trasę. Po ponad dwu godzinnej drodze wyszłam na szczyt Kasprowego Wierchu, poranna mgła tuliła pobliskie szczyty niczym pierzasta kołdra. Nie obyło się bez sesji zdjęciowej, zawsze tak było, co wycieczka to kilka set zdjęć. Po krótkim odpoczynku znowu ruszyłam na trasę, kolejne kilka godzin i wielki krzyż na szczycie był mój, w przenośni oczywiście. Widoki jakie roznosiły się ze szczytu zapierały dech w piersiach, coś niesamowitego, czułam się wolna, miałam wrażenie że zaraz urosną mi skrzydła i odlecę razem z wiatrem, góry zawsze tak na mnie działały.  Chciałam wrócić tą samą trasą ale pragnienie zobaczenia pięknych widoków wzięło górę i zeszłam inną drogą. Wczesnym popołudniem brudna i spocona wróciłam do hotelu. Szybki prysznic i poszłam na obiad. Wieczorem widoczność była piękna, idealne warunki na zrobienie kilkunastu pięknych zdjęć. Kolejne dni spędziłam podobnie, dużo chodziłam nie myśląc o zmęczeniu, ale mimo to odpoczęłam, rano wstawałam wypoczęta i pełna nadziei że ten dzień będzie lepszy. Udało mi się wyjść na Rysy, zwiedzić Dolinę Chochołowską i Kościeliską, zeszłam Dolinę Pięciu Stawów, obeszłam Morskie Oko dookoła i oczywiście moja kochana Gubałówka. Na nią już wjeżdżałam, moja miłość do kolejek pozostała z czasów dzieciństwa. Może nie którzy będą się dziwić co jest takiego wyjątkowego w Gubałówce, ja wiem – zjeżdżalna grawitacyjno-wózkowa, coś niesamowitego.  Po ponad tygodniu spędzonym na chodzeniu po Zakopanym i okolicach, trzeba było wracać do szarej rzeczywistości. Pociąg do Łodzi miałam po 16 więc ranek i wczesne popołudnie spędziłam na kupowaniu, kilka maskotek, poduszka, zabawki, kochałam takie duperele, no i oczywiście oscypki. Bez nich nie potrafiłam wrócić, na samych oscypkach mogła bym żyć. O 16 byłam już gotowa do drogi i czekałam na dworcu. Pociąg o dziwo odjechał punktualnie i przed 21 byłam w swoim nowym domu. Gdy wysiadałam z pociągu, na szyję rzuciła mi się Weronika.
- Nigdy więcej mi czegoś takiego nie rób! – krzyknęła gdy już nie uściskała.
- Czego? – spytałam zbierając się do akademika.
- Nie udawaj – chwyciła mnie za rękę abym się zatrzymała. – Nie odtrącaj mnie, nie wiedziałam, gdybym wiedziała to...
- To co? – przerwałam jej – powiedziała byś mi? Od razu przyszłabyś do mnie i mi to powiedziała? Wątpię.
- Dziwi cię to? To rodzice powinni ci to powiedzieć – Weronika się zdenerwowała.
- Wielkie dzięki, jeżeli masz mi teraz prawić kazania to lepiej już sobie idź – powiedziałam i ruszyłam w stronę wyjścia z dworca. Szybko mnie dogoniła i wyrwała mi walizki.
- Julio Kowalska nie waż się mnie ignorować! Nigdy nie przestanę cie kochać! Jesteś dla mnie siostrą i uświadom to sobie że nie opuszczę cię, będę ci pomagać tak długo jak będzie trzeba, aż się nie pozbierasz i nie staniesz na nogi!!! – wykrzyczała na połowę dworca, ludzie dziwnie się na nas patrzyli. Bez chwili namysłu uściskałam ją mocno, dzięki ci Panie że ją mam. – To jak opowiesz mi wszystko?
- Opowiem – zaprowadziłam ją do akademika, usiadłyśmy w moim pustym pokoju i zaczęłam jej wszystko opowiadać. Słuchała z otwartą buzią i ani razu mi nie przerwała.
- Jesteś pewna? – spytała gdy skończyłam.
- Tak, widziałam to w jego oczach – brzegiem dłoni wytarłam łzę – teraz już wiesz dlaczego nie chcę go znać. Okłamał mnie, nie powiedział prawdy, tylko zachowywał się jak gdyby nigdy nic.
- Może z nim porozmawiaj, daj szansę, poproś o wytłumaczenie?
- Nie – podkręciłam głową  - okłamał mnie i nawet tego nie wyjaśnił.
- Bo mu nie dałaś – powiedziała lekko zdenerwowana – próbował ci to wyjaśnić, ale nie dałaś mu dojść do głosu, on was nie przekreślił – miałam coś powiedzieć ale mi nie pozwoliła – Ty mówiłaś teraz moja kolej. Od razu bez wyjaśnienia osądziłaś go, chciał ci to wytłumaczyć, przeprosić, ale dałaś się ponieś emocją, rozumiem, byłaś zawiedzona i zdenerwowana...
- Mało powiedziane...
- Ja to rozumiem, ale to nie powód by skreślać na starcie kogoś kogo wciąż kochasz, nie wypieraj się że jest inaczej. Kochasz go tak samo mocno jak wcześniej, nawet mocniej, takiej miłości szukać ze świecą na całym świecie. Wiem co mówię bo sama wiem co czuję do Łukasza, jest czasem arogancki, lubi czasem kłamać, ale pozwalam mu to wyjaśnić, daje szansę, i dzięki temu wiem że potem warto mu wybaczyć, bo jest jaki jest, ma ciężki charakter ale z miłości zrobię dla niego wszystko. Daj mu wyjaśnić, powiedzieć prawdę, w tedy zdecydujesz czy mu jeszcze zaufasz, czy to naprawdę koniec – popatrzyłam na nią ze łzami w oczach i pokiwałam głową na tak – Michał nie jest ideałem, ale to jest twój ideał, takie mężczyzny ci trzeba, kochasz go całym serce, i on kocha cię. Daj sobie szansę, daj wam szansę, to może być dopiero początek waszej wspólnej przygody...




Perspektywa Michała:
- Halo? – odbieram telefon od nieznanego numeru.
- Spotkaj się ze mną jutro w Łodzi – z słuchawki wydobywa się głos Julki, rozmowa z Weroniką przyniosła efekt.
- Przyjadę, obiecuję.
- Nie obiecuj tylko to zrób – powiedziała i się rozłączyła. Szybko sprawdziłem rozkład jazdy busów, napisałem szybko do nie sms że będę przed 9. Odpisała tylko ‘ok’. Lepsze to niż nic. Mam tylko nadzieję ze pozwoli mi wszystko wyjaśnić i nadrobić stracony czas. Nic się nie zmieniło, wciąż kocham ją tak samo mocno...


Perspektywa Julki:
Po zadzwonieniu do Michała, położyłam się do łóżka, bałam się jutrzejszego spotkania, ale z drugiej strony nie mogłam się doczekać aż go znów zobaczę. Kolejny dowód że go kocham, nie zaprzeczam. Z pozytywnym nastawieniem że jutrzejszy dzień się uda, zasnęłam kamiennym snem. Miałam za to przepiękny sen, o mnie i o moim Misiu. Ale pamiętam z niego tylko tyle że było mi z nim dobrze i byłam szczęśliwa...




_________________________________________________________________________
No i jest następny, wiem że pewnie się nie którzy z was wyczekali, ale nie stety wena zawiodła :/ Mam nadzieję ze i ten wam się spodoba :)

8 komentarzy:

  1. Mam nadzieje, że mu wybaczy ;33

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Sama jeszcze nie napisałam następnego, przekonamy się jak poprowadzi mnie wena twórcza :)

      Usuń
  2. Mam nadzieję,że mu wybaczy i, że będzie wszystko dobrze : )
    Pozdrawiam i zapraszam do siebie na nowy epizod:
    http://zostales-w-tle.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  3. Mam nadzieję,że wybaczy Michałowi i będzie tak jak dawniej. A co do rozdziału to jest genialny jak poprzednie.;3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziekuje :) własnie rozdział następny się pisze, zobaczymy nie długo :)

      Usuń
  4. Mam nadzieję, że Jula wybaczy Michałowi ;)
    Pozdrawiam i zapraszam do siebie :D
    http://all-you-need-is-love-and-volleyball.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń